„Stan Wyjątkowy”, 23.06.2024

 

„Stan Wyjątkowy”. Demolka Suwerennej Polski. Poseł Ziobry w kolejce do więzienia. Kaczyński szuka nowego Dudy

 

23.06.2024

Niby to zapowiadaliśmy. Niby to logiczne i nieuchronne. A jednak nam jakoś smutno. Oto ze sceny politycznej schodzi Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry — partia, która przez ponad dekadę dostarczała nam sporą porcję niezbyt dobrej zabawy. Czego się nie tknęli, to spartaczyli. Mieli poprawić polskie sądy — postawili na ludzi małych i podłych, którzy rozpętali aferę hejterską. Mieli uzdrowić Lasy Państwowe — a głównie przytulali leśnicze stanowiska i leśną kasę. Polegli na Funduszu Sprawiedliwości — plan okradania ofiar przestępstw i finansowania z tego własnej kampanii wyborczej był iście diabelski. Biorąc to wszystko pod uwagę, Suwerenna Polska nie miała prawa przetrwać zmiany władzy. I tak się rzeczywiście stało: po wyborach odbita z rąk ludzi Ziobry prokuratura w pierwszej kolejności upomniała się właśnie o ludzi Ziobry z Funduszu Sprawiedliwości. W tej sytuacji ewakuacja rozbitków z SuwPolu była kwestią czasu. A pierwszy dał nogę nasz ulubiony Janusz Kowalski, który posiadł unikatowy dar — zawczasu ucieka z okrętów, które toną.

Prokuratura naprawdę chce wsadzać ziobrystów za kraty. Pierwszy czeka w kolejce

Nie dziwmy się deficytowi penitencjarnej odwagi pana Janusza — prokuratura naprawdę chce wsadzać ziobrystów za kraty. Do Sejmu trafił właśnie wniosek o zgodę na zatrzymanie i aresztowanie posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego.

Za rządów Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości, Romanowski jako wiceminister zarządzał Funduszem Sprawiedliwości. Czy też — a co będziemy się bawić w dyplomację — zarządzał przekrętami w Funduszu Sprawiedliwości. Wśród zarzutów jest działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Czy wciąż to grupa zorganizowana to nie mamy pewności. Wszak Suwerenna Polska powoli zaczyna się sypać.

Zbigniew Ziobro i Marcin RomanowskiPawel Wodzynski/East News / East News
Zbigniew Ziobro i Marcin Romanowski

 

Wiemy za to, że Sejm uchyli immunitet Romanowskiemu i zaraz po zatrzymaniu trafi on przed oblicze sędziego, który zdecyduje, czy wysłać go za kraty.

Nie jesteśmy sędziami, ale dobrze znamy wałki w Funduszu Sprawiedliwości. Wiemy więc, że już po utracie władzy przez Zjednoczoną Prawicę Romanowski organizował spotkania ze swymi współpracownikami, by uzgadniać zeznania i ustalać, jak kłamać przed prokuraturą.

Jednym z nich był Tomasz Mraz, który wszystko nagrywał, by mieć czym handlować z prokuraturą.

Takie uzgadnianie wersji — udowodnione taśmami — nazywa się mataczeniem, co Romanowski jako prawnik doskonale rozumie. A podejrzenia mataczenia zawsze jest przesłanką, by delikwenta zapuszkować w miejscu izolacji przymusowej.

Z nagrań dodatkowo wynika, że Romanowski z góry ustalał, kto ma wygrywać konkursy na milionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, jeszcze zanim konkursy zostały ogłoszone.

Co więcej — nagrania wskazują na to, że niektóre konkursy były ogłaszane pod konkretne fundacje związane z ziobrystami, prawicowe media i organizacje związane z Kościołem. „Minister Romanowski otrzymywał polecenia od ministra Ziobro, jakie podmioty mają zwyciężyć, to z nim ustalał listę tych podmiotów oraz informację, kiedy konkursy mają być ogłoszone” — ujawnił Mraz.

Panie Marcinie, mamy dla pana krótki wyciąg z informatora dla aresztowanych

Panie Marcinie, trzeba spakować luźne stroje, szczoteczkę do zębów, trochę książek o odnajdywaniu siebie. Mamy dla pana krótki wyciąg z informatora dla aresztowanych i skazańców, który zdaje się zatwierdzali pana kumple z SuwPolu, gdy jako wiceministrowie sprawiedliwości nadzorowali Służbę Więzienną:

„Osadzony ma obowiązek poddania się czynnościom identyfikacyjnym, a w szczególności: sfotografowaniu, oględzinom zewnętrznym ciała, pobraniu odcisków oraz okazaniu innym osobom. Zdeponowaniu podlegają dokumenty osadzonego, pieniądze oraz wskazane przez personel więzienny przedmioty.”

„Osadzonemu, po przyjęciu do więzienia, umożliwia się dokonanie pierwszego zakupu nie później niż trzeciego dnia roboczego. Osadzony ma prawo co najmniej trzy razy w miesiącu dokonywać zakupów artykułów żywnościowych oraz innych artykułów dopuszczonych do sprzedaży w zakładzie karnym, za środki pieniężne pozostające w jego dyspozycji w depozycie.”

„Apele poranne i wieczorne odbywają się w celach. W czasie apelu osadzeni są ubrani i ustawieni w sposób widoczny dla przeprowadzającego apel, zabronione jest uczestniczenie w apelu jedynie w bieliźnie lub piżamie.”

„Czas trwania kąpieli wynosi przynajmniej 10 minut, czas wypływu wody z armatury nie może być krótszy niż 6 minut.”

„Środkami przymusu bezpośredniego, które mogą być użyte przez funkcjonariusza Służby Więziennej są: siła fizyczna, kajdanki, pas obezwładniający, kask zabezpieczający, pałka służbowa, wodne środki obezwładniające, pies służbowy, pociski niepenetracyjne, chemiczne środki obezwładniające, cela zabezpieczająca.”

Jest pan głęboko wierzący. Przed wstąpieniem na złą ścieżkę to pana nie uchroniło. Ale w pace może się przydać. Dlatego podpowiadamy, że osadzony może posiadać w celi „do 10 sztuk przedmiotów kultu religijnego (wymiary nie większe niż 250×150 mm)”.

Proszę też zabrać zdjęcia kolegów i koleżanek z Suwerennej Polski, bo jak pan wyjdzie, to waszej partii już nie będzie.

Szef partyjnego zespołu Koalicji Obywatelskiej do spraw rozliczeń z PiS Roman Giertych twierdzi: „Znam materiał dowodowy w sprawie Funduszu Sprawiedliwości na tyle, żeby z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że prawie wszyscy posłowie Suwerennej Polski należeli do grupy przestępczej, w której działał poseł Marcin R.”.

Nawet jeśli trochę przesadza, a lubi przesadzić, to faktem jest, że system rozdzielania kasy z Funduszu Sprawiedliwości na kampanie poszczególnych kandydatów z Suwerennej Polski (tzw. ziobrolimity) był w partii powszechny.

Mraz zeznaje: „Były przyznawane poszczególnym członkom na dany okręg wyborczy. Polityk jechał do gminy, mówił: dostaniecie 30 tys. zł, wymyślcie sobie na co. Te środki były wykorzystywane w czasie kampanii prezydenckiej na Podkarpaciu w Rzeszowie przez wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła (kandydował w 2021 r. — red.). Dostał na to prawie dwie bańki. Jego ludzie jeździli po jednostkach (samorządu terytorialnego — red.) i mówili: a ile głosów dacie?”

Nie dziwmy się więc, że pan Janusz zwiewa z tonącego okrętu.

Janusz Kowalski i Zbigniew Ziobro (sierpień 2023 r.)Jacek Domiński/Reporter / East News
Janusz Kowalski i Zbigniew Ziobro (sierpień 2023 r.)

Afera Funduszu Sprawiedliwości to koniec Suwerennej Polski. Żegnamy się z Ziobrą

Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Dominika Długosz i Kamil Dziubka nie mają wątpliwości, że afera Funduszu Sprawiedliwości to koniec Suwerennej Polski, założonej w 2012 r. pod nazwą Solidarna Polska. Czujemy się więc w obowiązku, aby podsumować te ponad 12 lat z partią Zbigniewa Ziobry. Nie bójmy się powiedzieć tego głośno: to 12 lat patopolityki.

Swą drogę na szczyt Ziobro zaczął w 1997 r., gdy działacze związkowi i politycy prawicy tworzyli Akcję Wyborczą Solidarność, aby odsunąć od władzy SLD. Z list AWS startował wówczas Jan Rokita, po latach filar Platformy Obywatelskiej. To właśnie wówczas w otoczeniu Rokity pojawił się Zbigniew Ziobro, studencik w wyciągniętym swetrze i dżinsach.

Na swej politycznej drodze Ziobro zawsze poruszał się według prostego schematu. Szukał kolejnych protektorów, którzy dawali szansę na awans w politycznej hierarchii. I zawsze, gdy tylko pojawiała się okazja awansu, swych politycznych patronów wymieniał bez żalu. Rokita był jego pierwszym strzałem. Gdyby Ziobro wytrwał przy Rokicie, zapewne wraz z nim trafiłby do Platformy Obywatelskiej.

Donald Tusk i Jan Rokita w 2003 r.Wprost/East News / East News
Donald Tusk i Jan Rokita w 2003 r.

Tyle że Ziobro nie zdobył w otoczeniu Rokity dużych wpływów. Najostrzej poróżnili się o rehabilitację płk. Ryszarda Kuklińskiego, PRL-owskiego oficera, który poszedł na współpracę z Amerykanami, ujawniając im m.in. plany wprowadzenia stanu wojennego. „On był strasznie tym przejęty. Ja jednak nigdy nie uważałem sprawy Kuklińskiego za jakąś szczególnie ważną. Gdyby nie to, pewnie do dziś bylibyśmy współpracownikami” — wspominał po latach Rokita w rozmowie z „Newsweekiem”.

Od tamtego czasu relacje Ziobry i Rokity nie są najlepsze. W komisji śledczej ds. afery Rywina, gdzie reprezentowali wspólny interes polityczny Platformy i PiS — które wówczas ściśle współpracowały przeciwko rządowi Leszka Millera — Ziobro był skupiony głównie na tym, żeby blokować błyskotliwego Rokitę.

Przed wyborami samorządowymi w 1998 r. Ziobro miał już nowego patrona — ówczesnego posła rządzącej AWS Wojciecha Hausnera. Nie był tak znany, jak Rokita, ale dzięki temu był sterowalny. Ziobro zręcznie wykorzystywał go do swych głośnych akcji, choćby do zamknięcia publikującego drastyczne zdjęcia zbrodni pisma „Zły”, wydawanego przez żonę Jerzego Urbana. Po takich sukcesach, Ziobro zdał sobie sprawę, że polityczny potencjał Hausnera jest ograniczony.

Miał już na oku kolejnego patrona — w Sejmie poznał Kazimierza Ujazdowskiego, ówczesnego wiceszefa sejmowej Komisji Sprawiedliwości. Ziobro trafił do zespołu Ujazdowskiego, opracowującego ostrzejszy kodeks karny. Ujazdowski umożliwił Ziobrze kontakty z czołowymi politykami ówczesnej AWS, którzy dziś działają w PiS i Platformie. Do dziś wielu polityków jest wręcz przekonanych, że to Ujazdowski był politycznym ojcem chrzestnym Ziobry.

Kazimierz Ujazdowski i Zbigniew Ziobro w 2006 r.WOJCIECH OLKUSNIK / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl
Kazimierz Ujazdowski i Zbigniew Ziobro w 2006 r.

Ziobro doradcą ministra z Platformy. Tak, tak było

W marcu 2000 r. Ziobro zostaje doradcą szefa MSWiA Marka Biernackiego, wówczas posła AWS, potem Platformy, a dziś PSL. Miał u niego stworzyć zespół, pracujący nad zaostrzeniem kodeksów karnych, kontynuując prace komisji Ujazdowskiego.

Gdy latem 2000 r. premier Jerzy Buzek powołuje na ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, Ujazdowski podsuwa mu Ziobrę. A Ziobro szybko dostrzega, że Lech Kaczyński to ten patron, na którego czekał.

Kazimierz Ujazdowski, Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro w 2001 r.Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl
Kazimierz Ujazdowski, Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro w 2001 r.

Minister Kaczyński pozował na szeryfa, a jego notowania w sondażach szybowały w górę. Po kilku miesiącach sam Ziobro prosi Kaczyńskiego, by awansował go na wiceministra. Przesądza poparcie Jarosława Kaczyńskiego, który na popularności brata tworzy nową partię — Prawo i Sprawiedliwość. Ziobro dynamicznie włącza się w tworzenie jej struktur w Krakowie.

Gdy PiS w 2005 r. sensacyjnie wygrywa wybory z Platformą, Ziobro był już na tyle mocny, że został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Jego dwa lata rządów to był patologiczny serial. Odpowiadał m.in. za nieudaną akcję zatrzymania Barbary Blidy, której zarzucał korupcję. Podczas nieudolnej akcji ABW była minister z rządów SLD popełniła samobójstwo. Ziobro był przerażony, że to jego koniec. Jak zwykle w polskiej polityce — włos mu z głowy nie spadł. Ba, nikt nigdy za tę śmierć nie poniósł odpowiedzialności.

Barbara Blida w 1997 r.Robert Krzanowski / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl
Barbara Blida w 1997 r.

Podobnie było z inną sprawą — zatrzymanemu pod zarzutem korupcji wybitnemu kardiochirurgowi Ziobro zarzucił na konferencji prasowej, że mordował pacjentów. Po latach procesów o zniesławienie, musiał za to przeprosić.

Działania Ziobry ewidentnie wpłynęły na porażkę wyborczą PiS w przyspieszonych wyborach w 2007 r. Za rządów Platformy w parlamencie stanął nawet wniosek o postawienie go przed Trybunałem Stanu. Tyle że obozie władzy nie było do tego determinacji — zabrakło 5 głosów.

W tym czasie Ziobro coraz bardziej wybija się na niepodległość. I z wyborów na wybory zdobywa coraz więcej głosów. W sejmowych wyborach 2005 r. ― 120 tysięcy głosów, w sejmowych wyborach 2007 r. — 164 tys, w eurowyborach 2009 r. — 336 tys. W tym samym czasie kierowany przez Kaczyńskiego PiS szedł od porażki do porażki.

Ziobro atakuje Kaczyńskiego. Liczył, że wykończy osłabionego Smoleńskiem prezesa PiS

W 2011 r. PiS drugi raz rządu przegrało z Platformą Obywatelską wybory parlamentarne, dzięki czemu Donald Tusk pozostał premierem na drugą kadencję. Ziobro — wówczas wiceszef PiS i europoseł tej partii — tylko na to czekał. Inspirowany przez swego taktycznego sojusznika Jacka Kurskiego wyprowadził z PiS grupkę posłów i europosłów, tworząc Solidarną Polskę. Liczyli, że politycznie wykończą osłabionego Smoleńskiem i dryfującego w kierunku radykalizmu Kaczyńskiego.

Tak, to była kolejna zdrada patrona — całkowicie logiczna w jego biografii.

Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro w 2013 r.Michal Dyjuk/REPORTER / East News
Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro w 2013 r.

Na przełomie 2011 i 2012 r. Ziobro ostentacyjnie wyszedł ze współtworzonej przez PiS w Parlamencie Europejskim frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów i zapisał się do grupy Europa Wolności i Demokracji, pełnej najbardziej karykaturalnych postaci Europarlamentu.

To była prawdziwa menażeria: zwolennicy teorii, że Kościół jest pedofilską sektą, wrogowie polskich hydraulików na Zachodzie, antysemici i czciciele hitlerowskich kolaborantów walczących z Armią Krajową. Łączyło ich tylko jedno: unijne pieniądze, które pozwalały uprawiać politykę w kraju. Już wówczas Ziobro zaczął testować rozwiązanie, które w całej pełni rozwinął, gdy dorwał się do Funduszu Sprawiedliwości. Otóż partia Ziobry na potęgę doiła pieniądze z Parlamentu Europejskiego, rozliczając je jako merytoryczne konferencje, podczas gdy kasa szła na partyjne kongresy. No, ale to były drobniaki — kilkadziesiąt tysięcy euro na konwencję.

Te przekręty na niewiele się zdały. Bo Ziobro szybko okazał się marnym liderem — wyborcy prawicowi zostali przy PiS. Do historii polskiej polityki przeszedł marsz zwolenników TV Trwam wiosną 2012 r. Kaczyński i Ziobro wygłosili do nich dwa odrębne przemówienia w różnych momentach marszu. Kaczyński to gracz — obsadził Ziobrę w roli Brutusa, sugerując jednocześnie, że jest gotów mu wybaczyć niczym biblijny ojciec swemu marnotrawnemu synowi. Ziobro nie wytrzymał presji tłumu — drżał mu głos i trzęsły mu się ręce.

Ziobro na kolanach. Kurski: „pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety. I na dodatek co chwilę trzeba mu zmieniać pieluchę”

Wrócił na kolanach w 2014 r. — po pierwszych przegranych wyborach. Tak się składa, że były to wybory do Europarlamentu, w których Ziobro i Kurski starali się o reelekcję. Bez skutku — ich partia nie przekroczyła progu wyborczego i zostali bez chleba.

Kurski potraktował Ziobrę, tak jak Ziobro traktował swych dotychczasowych patronów — zdradził go. Zawczasu sam zgłosił się do Kaczyńskiego i ucałował prezesowski sygnet. A o Ziobrze wyznał: „To był realny test twardej polityki i formatu jego przywództwa. Tego, czy będzie on sukcesorem Jarosława Kaczyńskiego i czy stanie się delfinem polskiej prawicy. Dzisiaj przeżywa dramat, bo delfin okazał się leszczem, jeśli nie leszczykiem, który pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety. I na dodatek co chwilę trzeba mu zmieniać pieluchę”. I kpił dalej: „Oddam za darmo paletę pampersów. Zmieniałem je przez ostatnie 3 lata co 2 dni dorosłemu ale de facto są dla dzieci”.

Upokorzony Ziobro nie miał wyjścia — podpisał z Kaczyńskim tajne porozumienie o wspólnym starcie w wyborach do Sejmu, gwarantując grupie swych ludzi miejsca na listach, ale jednocześnie rezygnując ze startu w wyborach prezydenckich i zobowiązując się do poparcia kandydata PiS. Ogłoszenie 11 listopada 2014 r., że jest nim Andrzej Duda, którego Ziobro wciągnął do polityki i mianował swym zastępcą w Ministerstwie Sprawiedliwości, było dla Ziobry upokarzające. A jego zwycięstwo było policzkiem. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” byli w Sejmie w dniu, gdy okazało się, że Duda pokonał Bronisława Komorowskiego. Ziobro był tego dnia wrakiem w takim samym stopniu, co Komorowski.

Andrzej Duda i Zbigniew Ziobro w 2007 r.Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl
Andrzej Duda i Zbigniew Ziobro w 2007 r.

Umowę koalicyjną z Ziobro Kaczyński skonstruował tak, aby w pełni kontrolować wszystkie jego decyzje polityczne. Nie dał też Ziobrze ani złotówki z ok. 20 mln zł subwencji partyjnej, którą rocznie inkasował z budżetu państwa. To wymuszało lojalność.

Żaden nawrócony zdrajca jeszcze nigdy nie dostał od prezesa takiej władzy

Ale jednocześnie po powrocie do władzy w 2015 r. oddał Ziobrze po wyborach ogromną władzę, powierzając resort sprawiedliwości i prokuraturę. Zdumieni byli nawet najbliżsi ludzie Kaczyńskiego — żaden nawrócony zdrajca jeszcze nigdy nie dostał od niego takiej władzy.

Lider PiS tłumaczył to determinacją Ziobry. Kaczyński oczekiwał drastycznych zmian w prokuraturze i sądach. A Ziobro był gotów je zburzyć i zbudować od nowa.

I próbował — hurtowo wyrzucał prezesów sądów zastępując ich swymi kukiełkami, a jego „rzeźnicy” dyscyplinarni dojeżdżali niezależnych sędziów. To w resorcie Ziobry wybuchła w 2019 r. afera hejterska — wiceminister Łukasz Piebiak wraz z najbliższymi sędziami organizował ataki na niezależnych sędziów, wykorzystując do tego wiedzę pozyskaną z ich teczek personalnych.

Łukasz PiebiakTomasz Jastrzebowski/REPORTER / East News
Łukasz Piebiak

Jednak całkowitą czystkę wśród sędziów zatrzymał prezydent, wetując ustawy, które dawały Ziobrze pełną kontrolę nad sądownictwem. Od tego czasu byli na wojennej ścieżce. Ale najostrzej Ziobro walczył z Mateuszem Morawieckim, którego uważał za swego głównego konkurenta w walce o schedę po Kaczyńskim.

Kaczyński rozgrzesza złodziejstwo w Funduszu Sprawiedliwości. „Nie było tam żadnej afery. To jedno wielkie oszustwo”

Dziś Ziobro traci partię nie tylko dlatego, że jest ciężko chory. Przede wszystkim Solidarna Polska nigdy tak naprawdę nie stała się sprawnie działającą organizacją. Nie pomogło dojenie Funduszu Sprawiedliwości od 2017 r. — to były pieniądze nie tylko ukradzione ofiarom, ale także wyrzucone w błoto.

Dziś Kaczyński rozgrzesza złodziejstwo w Funduszu Sprawiedliwości. Mówi: „Nie było tam żadnej afery. To jedno wielkie oszustwo. To skrajna nieuczciwa kampania przeciwko Solidarnej Polsce jest de facto atakiem na PiS”.

To jasny sygnał, że Kaczyński zamierza przytulić ludzi Ziobry, a przeprowadzić ich do PiS ma europoseł Patryk Jaki.

Patryk Jaki, Ryszard Terlecki i Jarosław Kaczyński w 2017 r.STANISLAW KOWALCZUK/EAST NEWS / East News
Patryk Jaki, Ryszard Terlecki i Jarosław Kaczyński w 2017 r.

Swoją drogą, prezes ryzykuje. Zaraz prokuratura skieruje do Sejmu wniosek w sprawie uchylenia immunitetu posłowi SuwPolu Dariuszowi Mateckiemu, którego fundacje dostawały kasę z Funduszu Sprawiedliwości w sfingowanych konkursach. Może tam też będzie areszcik?

Dariusz Matecki i Zbigniew ZiobroRobert Stachnik/REPORTER / East News
Dariusz Matecki i Zbigniew Ziobro

Jaki wprost kasy nie zasysał, ale to nie znaczy, że jest święty — widać to wyraźnie na przykładzie fundacji Ex Bono, którą kierują jego ludzie.

Fundacja ta w 2018 r. dostała z Funduszu Sprawiedliwości warte 9 mln zł kontrakty na prowadzenie punktów pomocy ofiarom przestępstw w Opolu oraz w Tychach. Organizacja szybko porzuciła podopiecznych. „Powyższe miało poważne konsekwencje dla sytuacji osób pokrzywdzonych przestępstwem, która w przypadku województwa opolskiego uległa istotnemu pogorszeniu (w związku z nagłym przerwaniem świadczenia pomocy przez Fundację Ex Bono), a nawet stworzyło bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia niektórych beneficjentów pomocy z terenu województwa śląskiego” — stwierdziła w swym raporcie Najwyższa Izba Kontroli.

Mraz twierdzi, że Jaki interweniował, aby złagodzić raport wewnętrzny ministerstwa w sprawie Ex Bono, starał się także, aby fundacja zachowała jak najwięcej pieniędzy, mimo że porzuciła ofiary przestępstw. A nikowcy dodają, że prokuratura za Ziobry skręcała doniesienia, które kierowali przeciwko Ex Bono. Dodajmy, że Generalny Inspektor Informacji Finansowej wykrył podejrzane transakcje w fundacji i kilka dni temu przesłał do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o podejrzeniu prania pieniędzy.

Kaczyński mści się na Morawieckim. Chce zablokować jego start na prezydenta

Przejęcie przez Kaczyńskiego rozbitków z Suwerennej Polski to także sygnał do wewnątrz PiS, a zwłaszcza do frakcji Mateusza Morawieckiego. Były premier bardzo odsłonił się w kampanii przed eurowyborami, promując na listach PiS swych ludzi kosztem „jedynek” i „dwójek” Kaczyńskiego. Morawiecki najpierw zapewnił swym ludziom niższe miejsca na listach wyborczych PiS, żeby się nie rzucać w oczy. Jednocześnie postawił na takie okręgi, gdzie jego ludzie mieli szanse pokonać faworytów Kaczyńskiego. A potem bardzo mocno im pomógł.

Kaczyński się wściekł, bo dał się ograć Morawieckiemu. Były premier nigdy tak wyraźnie nie wystąpił przeciw szefowi PiS.

Jarosław Kaczyński i Mateusz MorawieckiJacek Domiński/Reporter / East News
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki

Prezes nie puści tego płazem. Podczas powyborczego spotkania władz PiS urządził Morawieckiemu karczemną awanturę. I już zapowiedział, że nie widzi go w roli kandydata PiS na prezydenta.

Prezes PiS nagle oświadczył, że lista kandydatów PiS na urząd prezydenta jest gotowa. — U nas zamieszania nie ma, wiemy, kto jest do rozważenia i spośród kogo wybierać. Mamy bardzo duży wybór między ludźmi, którzy mają różne zalety, ale wymogi wobec kandydata są wysokie. Stoimy przed wyzwaniem znalezienia polityka, który łączy różne cechy potrzebne do pokonania przeciwnika, którym może być Donald Tusk. Są politycy, którzy dobrze rokują w sondażach i wydaje się, że weszliby do drugiej tury, ale w niej mają już niewielkie szanse na wygraną. My stawiamy sobie pytanie: kto może nie tylko wejść do drugiej rundy, ale i ją wygrać. To byłoby skrajnie nierozsądne, aby nie umieścić Mateusza Morawieckiego na liście kandydatów. Ale czy to jest kandydat idealny z perspektywy zwycięstwa? Nie. On jest wyjątkowo zdolny i go cenię, ale chodzi o to, że chcemy postawić na kogoś, kto ma realną szansę wygrać. Co nam z tego, że mieliśmy świetnego, bardzo zdolnego kandydata, obytego w świecie, ale przegranego w drugiej rundzie. Potrzebny jest taki, który zdobędzie ponad 50 proc. — mówił prezes PiS.

Kaczyński bada inne warianty prezydenckie, bo nie ma zamiaru ulegać naciskom Morawieckiego. Dlatego do gry wrócił Tobiasz Bocheński, świeżo upieczony europoseł, a wcześniej nieudany kandydat na prezydenta Warszawy — już zaczął wzorem prezesa krytykować kandydaturę Morawieckiego.

Jarosław Kaczyński z Tobiaszem i Elżbietą BocheńskimiAndrzej Iwańczuk/Reporter / East News
Jarosław Kaczyński z Tobiaszem i Elżbietą Bocheńskimi

Ale ambicje ma też wspomniany Mesjasz SuwPolu Patryk Jaki, który ma uratować niedobitki ziobrystów przed odsiadką i bezpiecznie doprowadzić do PiS.

Jaki lansuje prawybory prezydenckie w PiS — jest przekonany, naszym zdaniem mocno na wyrost, że jest w stanie je wygrać dzięki swej sprawności w kampaniach internetowych. Jaki jest zbyt wyrazisty i trudny do kontrolowania dla Kaczyńskiego.

A prezes szuka nowego Dudy — ma być posłuszny, a do tego młody, przystojny, znać języki i wygrać z kandydatem KO, kimkolwiek on będzie. Lista potencjalnych kandydatów jest tak długa, że właściwie każdy polityk PiS w wieku około 40 lat może się spodziewać, że partia wezwie go do boju, niczym Dudę dekadę temu.

 

https://x.com/KleofasW/status/1805029346622558530