Giertych, 11.02.2020

 

Roman Giertych został wezwany do stawienia się przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Podczas przesłuchania stwierdził, że nie jest ona sądem, lecz „organem PiS”. Mecenasa ukarano za to karą grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych.

Izba Dyscyplinarna SN miała zadecydować, czy mec. Giertych ma zostać ukarany za to, że w 2016 r. stwierdził, iż „nie ma najmniejszych postaw do zarzutów dla Tuska za katastrofę smoleńską”. Prokuratura uznała wówczas, że naruszył etykę adwokacką i zażądała nałożenia na niego kary. Z tezami prokuratury nie zgodził się sąd. Śledczy nie odpuścili Giertychowi i skierowali sprawę – jako kasację – do nowopowstałej ID.

Giertych stawił się więc przed wspomnianą Izbą. Mecenas nie zamierzał się jednak tłumaczyć i przypomniał, że wspomniany organ nie jest sądem, co zresztą zostało potwierdzone w ubiegłym miesiącu przez połączone izby Sądu Najwyższego.

Izba Dyscyplinarna jest organem PiS. Partia chce od was, byście zastraszali sędziów, którzy mają orzekać zgodnie z wolą tej partii, a nie zgodnie z własnym sumieniem” – stwierdził Giertych podczas przesłuchania.

Wywód mecenasa usiłował przerwać przewodniczący składu. Giertych zignorował to i skwitował odważnymi słowami: „Nie może pan nikogo upomnieć, bo nie jest pan sądem”. Sędziowie ID opuścili wówczas pomieszczenie. „Tak jak teraz wychodzicie z tej sali, tak kiedyś będziecie wychodzić z tego budynku” – obiecał im wtedy adwokat.

Izba Dyscyplinarna spotkała się dopiero po półgodzinnej przerwie i zarządziła o ukaraniu Giertycha karą 3 tysięcy złotych. „Mecenas Giertych zrobił tu wiec polityczny. Polityka nie ma i nie powinna mieć miejsca w sali sądowej, natomiast w sali sądowej powinny mieć miejsce zasady kultury i dobrego wychowania, których także nie wykonał mec. Giertych” – uzasadnił sankcję jeden z członków ID.

Pracownicy quasi-sędziowskiego organu uznali jednocześnie, że Giertych nie powinien być ukarany za swoje słowa na temat katastrofy smoleńskiej. Przedstawiciele ID uznali, że „adwokat musi mieć swobodę wypowiedzi”.

Giertych – pomimo korzystnego wyroku – powiedział „Gazecie Wyborczej”, że to orzeczenie nie ma dla niego żadnego znaczenia, bo Izba Dyscyplinarna nie jest sądem. Zapowiedział przy tym, że nie zamierza zapłacić zasądzonej kary.

We wtorek przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego odbyła się się rozprawa dot. postępowania dyscyplinarnego wobec mecenasa Romana Giertycha – sprawa dotyczyła kasacji, jaką wniósł prokurator generalny. Chodzi o wypowiedzi adwokata w mediach m.in. na temat katastrofy smoleńskiej.

Giertych perorował przed składem sędziowskim, że Izba Dyscyplinarna SN jest organem partii Prawa i Sprawiedliwości, zarzucając jej, że chce zastraszać sędziów.

Później reporter RMF FM Patryk Michalski, który był na miejscu, zarejestrował niecodzienną sytuację. Giertych zwrócił się do sędziów Izby Dyscyplinarnej (to, czy jest ona sądem, podważał już m.in. Sąd Najwyższy), że „nie są sądem”.

Sędzia prowadzący rozprawę zarządził wtedy przerwę i cały skład wyszedł z sali, ignorując wystąpienie Giertycha. Wówczas na sali było słychać okrzyki „hańba”.

Giertych z trzema tysiącami złotych kary. Policja nie wpuściła go na salę

Po incydencie i przerwie – jak donosił dziennikarz RMF FM – Giertych nie został wpuszczony ponownie na rozprawę w swojej sprawie. Izba Dyscyplinarna nałożyła na niego trzy tysiące złotych kary, a publiczność została wyproszona. „Media mogą być obecne” – wskazał Michalski.

Giertych na Twitterze podnosił natomiast, że na salę nie wpuściła go policja. „Próbowałem przekonać tzw. sędziów z tzw. Izby Dyscyplinarnejj SN, aby porzucili uzurpację” – pisał adwokat. Roman Giertych już zapowiedział, że nie zapłaci grzywny, ponieważ nałożył nią na niego organ, który nie jest sądem.

Po kilku godzinach okazało się, że kasacja Zbigniewa Ziobro, prokuratora generalnego, została oddalona przez Izbę Dyscyplinarną. Uznała ona, że w sprawie Giertycha „nie doszło do rażącego naruszenia prawa”, więc kasacja jest niedopuszczalna.

Giertych już wcześniej wystosował list do „tzw. Izby Dyscyplinarnej SN”, który upublicznił na Facebooku.

– pisał. Poniżej przytoczył historię aplikantów adwokackich, którzy dla żartu odczytali wyrok – karę śmierci – w pewnej sprawie, w czasie której mieli protokołować. Oskarżony zemdlał, a pokrzywdzona miała krzyczeć, że wycofuje zeznania. Aplikanci zostali wydaleni z adwokatury i skazani na dwa lata w zawieszeniu na trzy.

O dążeniu Kaczyńskiego do sądu modelu putinowskiego tutaj >>>