Eliza Michalik, 27.02.2020

 

Czy państwo polskie ma problem?

Zbigniew Ziobro zapowiada, że pójdzie do sądu

 

Czy Patrycja Kotecka miała jedenaście lat temu kontakty z półświatkiem? Czy to przestępcy kazali jej zbliżyć się do Zbigniewa Ziobry?

Takie zarzuty stawia żonie ministra sprawiedliwości jeden z byłych członków gangu pruszkowskiego, świadek koronny Piotr K., pseudonim „Broda”, który dla środowiska PiS jeszcze niedawno był bardzo wiarygodnym człowiekiem.

A „Gazeta Wyborcza” twierdzi, że zweryfikowała twierdzenia „Brody” i że przynajmniej część z nich jest prawdziwa. Jeśli to nieprawda, to kroki prawne, jakie zapowiada Kotecka, grożąc „Wyborczej” pozwem, są jak najbardziej słuszne i uzasadnione. Ale jeśli prawda, to państwo polskie ma olbrzymi problem.

Bo jeśli byłoby tak, że Patrycja Kotecka „miała służyć gangsterom do rozpracowywania różnych środowisk”, a „kontakt ze Zbigniewem Ziobro nawiązała na zlecenie mafii”, to byłby nie tylko skandal, ale przede wszystkim bardzo niebezpieczna dla bezpieczeństwa państwa sytuacja. I wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji odpowiednie służby potraktują doniesienia gazety niezwykle poważnie i dokładnie sprawdzą opisane w artykule wątki i podejrzenia. Wyobrażam sobie, że od tego momentu wszystkie działania machiny państwowej powinny być skierowane wyłącznie na uzyskanie jasnej odpowiedzi na pytanie: czy jakiekolwiek grupy przestępcze mają wpływ na ministra sprawiedliwości, na przykład poprzez jego żonę?

Powinniśmy, my, obywatele, dowiedzieć się także, czy ktoś jest w posiadaniu materiałów kompromitujących Patrycję Kotecką, którymi może szantażować ją i/lub jej męża, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego? Czy istnieje możliwość, że Zbigniew Ziobro nie jest samodzielnym politykiem, ale w swojej działalności musi brać pod uwagę nie tylko interes Polski czy własnej partii, ale i środowisk, które mają haki na jego żonę?

Doskonale rozumiem, jak bolesne mogą być takie oskarżenia publicznie stawiane komuś bliskiemu i w jak trudnej sytuacji osobistej jest teraz minister Ziobro. Nie zmienia to jednak faktu, że jest politykiem, który ma w ręku ogromną władzę, a jego żona jest osobą publiczną, nie tylko jako jego żona, ale i dziennikarka i postać nie tylko znana opinii publicznej, ale i bardzo wpływowa.

Oczekuję także, że najważniejsi politycy PiS, z premierem i prezydentem na czele, zachowają w tej sprawie neutralność, właśnie dlatego, że znają Zbigniewa Ziobrę, że jest ich kolegą z partii i rządu – choć istnieją poszlaki przemawiające za tezą, że premier Morawiecki i Zbigniew Ziobro zwalczają się nawzajem. I być może tym należy tłumaczyć, dlaczego pierwsza obrona Patrycji Koteckiej przez premiera zabrzmiała tak niepoważnie, jakby Morawiecki chciał osiągnąć skutek odwrotny do zamierzonego.

Szef rządu bowiem, nie zachowując niestety niezbędnej w takich przypadkach neutralności (niezbędnej choćby po to, żeby nie dawać wymiarowi sprawiedliwości wytycznych, nawet w postaci sugestii, jak mają traktować tę sprawę) wziął żonę Ziobry w obronę. Napisał mianowicie na Twitterze: „Redakcja @gazeta_wyborcza wybrała osobliwą formę ataków politycznych. Zamiast krytyki (nieważne uzasadnionej czy nie) osób pełniących funkcje publiczne, wolą atakować ich żony…Kiedyś mówiono o takich: damscy bokserzy”.

Z wpisu premiera nie wynika wcale, że uważa Kotecką za niewinną, a jej męża za stojącego poza wszelkim podejrzeniem. Wynika natomiast, że zdaniem Morawieckiego to Ziobro jest osobą publiczną, a jego żona już nie, mimo że Kotecka to znana dziennikarka, a obecnie dyrektor marketingu w firmie ubezpieczeniowej Link4, spółki państwowego PZU. Najbardziej kuriozalna jest jednak próba wykazania, że kobiet pełniących funkcje publiczne nie wolno prześwietlać i krytykować, gdyż… są kobietami, co jest już jawnym seksizmem.

Panie premierze, kobiety od dawna nie pełnią już funkcji maskotek mężczyzn, służących do całowania rączek, ale są pełnoprawnymi obywatelkami, mającymi takie same nie tylko prawa, ale i obowiązki jak mężczyźni. A funkcjonując w przestrzeni publicznej, podlegają takiemu samemu osądowi opinii publicznej i krytyce jak oni. Różnicowanie i wymaganie różnego traktowania ze względu na płeć nie jest czymś, co przystoi w XXI wieku jakiemukolwiek politykowi, o szefie rządu nie wspominając.

Sądzę, że publikacja „Wyborczej” nie zamyka, lecz otwiera sprawę i z pewnością warto się przyglądać, jak politycy PiS do niej podchodzą.

 

koduj24.pl