Karolina Lewicka, 11.03.2024

 

Lewicka: Hołownia myślał, że jest cwany. Już wkrótce może za to zapłacić

Szymon Hołownia usiłował żartować. – Zaraz spadniemy z tego balkonu – mówił, szykując się do konferencji prasowej. – Będzie to pierwszy live ze stania marszałka Sejmu, live stateczny, stabilny – kpił, będąc filmowanym w oczekiwaniu na to, aż zwolni się miejsce przed kamerami. Ewidentnie nie było mu jednak do śmiechu.

Ujmując rzecz na wskroś cynicznie – lider Polski 2050 koncertowo strzelił sobie w stopę, a potem jeszcze na dodatek boleśnie przytrzasnął palec.

Poniedziałek. Szymon Hołownia zapowiada, że cztery projekty dotyczące aborcyjnego prawa znajdą się w porządku obrad, rozpoczynającego się w środę i trwającego do piątku posiedzenia izby niższej. – Dzisiaj wieczorem, po rozmowach w klubach, ustalimy, w jakim trybie chcemy procedować nad tymi ustawami – raportuje mediom.

We wtorek nagła zmiana frontu. Ponieważ „emocje kampanijne już hulają na bardzo wysokim diapazonie”, Hołownia komunikuje, że chce przekonywać prezydium Sejmu do przełożenia debaty na po pierwszej turze samorządowych wyborów. Jednomyślności w tym gremium nie ma, zarządza więc głosowanie.

Głosy rozkładają się po równo, wówczas decyduje głos marszałka Sejmu. Hołownia oznajmia, że posłowie zajmą się projektami dopiero 11 kwietnia, ponoć, o czym mówi Krzysztof Bosak, z powodu obawy przed reakcją proboszczów, a ta może mieć znaczenie dla wyników Trzeciej Drogi na szczeblu lokalnym.

W sieci zaczyna wrzeć. Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych wskazuje na „rozczarowanie” i „zawód” postawą Hołowni, jednoznacznie negatywny sentyment wobec środowiska Trzeciej Drogi, zwłaszcza marszałka Sejmu; jest on określany jako „blokujący” zmiany dotyczące praw kobiet. Szymona Hołownię od czci i wiary odsądzają kobiece organizacje, klub Nowej Lewicy i posłanki KO. Pojawiające się i głośno nazywane emocje to wściekłość i gniew. Hołownia próbuje więc nieporadnie gasić wzniecony przez siebie pożar.

Zapowiada rozmowy z liderami koalicji rządzącej: jeśli pojawią się z ich strony „gwarancje”, że żaden z projektów nie trafi do kosza, to wtedy będzie można sejmową debatę przyspieszyć. Wszystko ma być wiadomo w piątek, ale w piątek jest wiadome dokładnie tyle, ile już było – ostaje się kwietniowy termin debaty.

By nie dzielić społeczeństwa?

Hołownia usiłuje bez powodzenia sprzedać jakąś nową jakość, chwali kolegów liderów, baje o „trudnych, ale dobrych rozmowach”, radośnie oznajmia, że „jest duża szansa, że projekty zostaną skierowane do komisji”. Nie, że liberalizacja prawa zostanie uchwalona przez Sejm tej kadencji, tylko, powtórzmy, że PROJEKTY ZOSTANĄ SKIEROWANE DO KOMISJI (sic!). Jest to widać sukces na miarę jego własnych możliwości.

Parlamentarzyści Polski 2050, którzy jeszcze decydują się na rozmowę z mediami, plączą się w zeznaniach. Ludowcy, wcześniej naciskający na Hołownię, by debatę o aborcji odwlekał w czasie, teraz przekonują obłudnie, jak choćby Czesław Siekierski w radiu Tok FM, że chodzi wyłącznie o to, by „nie dzielić społeczeństwa”.

W tym samym czasie sondaż Ipsos dla Tok Fm i OKO.press przynosi następujące dane: 92 proc. wyborców koalicji rządzącej jest za przyjęciem ustawy dającej kobiecie prawo do aborcji do 12. tygodnia ciąży. Za tym rozwiązaniem opowiada się też 89 proc. elektoratu Trzeciej Drogi.

Nie ma więc mowy o podziale wśród „swoich” wyborców, skoro zaś sympatycy frakcji Kaczyńskiego mają inne podejście we wszystkich pozostałych sprawach, to dlaczego Trzecia Droga nie spowalnia „dzielących społeczeństwo” zmian w TVP czy prokuraturze? Zakrawa to na grubą hipokryzję.

Sojusz z PiS i Konfederacją

Niewykluczone, że Hołownia ogląda się na elektorat PiS wcale nie z szacunku dla jego uczuć czy przekonań – ma bowiem szansę na pozyskanie tych, którzy wcześniej głosowali na Kaczyńskiego, a teraz są zniechęceni i szukają innych reprezentantów. A to by oznaczało, że zarzucił konserwatywną kotwicę dla partykularnego interesu partyjnego.

Owszem, każda partia ma prawo do zabiegów powiększających bazę jej wyborców. Ale nie za cenę tak spektakularnego sprzeniewierzenia się tym, którzy już wcześniej na nią głosowali. A zrobili to także dlatego, że punktem pierwszym listy „spraw do załatwienia” Trzeciej Drogi było „przywrócenie stanu prawnego sprzed wyroku TK z 2020 roku i rozpisanie referendum”, czyli jednak zmiana obecnego prawa.

W weekend Szymon Hołownia nadal brnął, opowiadając w Tychach kaznodziejskim tonem o konieczności zachowania spokoju i cierpliwości, aby „walcząc o dobro, nie wprowadzić więcej zła”. Dobę wcześniej został zaszachowany przez wyrobionego gracza. Premier zapowiedział natychmiastowe zmiany, jakie są możliwe do wprowadzenia tu i teraz, czyli zaprzęgnięcie NFZ i prokuratury do walki z klauzulami sumienia lekarzy i odmowami wykonania koniecznej dla ratowania zdrowia i życia kobiety terminacji ciąży.

Tymczasem Hołownia trwa w egzotycznym sojuszu z PiS i Konfederacją, dopinguje go nawet Przemysław Czarnek („jestem murem za Hołownią””).

Hołownia też ucieka przed odpowiedzialnością

Próby ratowania wizerunku spełzły na niczym. Kreowanie się na ofiarę tej sytuacji – „jeśli ja mam zapłacić cenę za to, że do Sejmu wyjdzie wreszcie zmiana prawa, dotyczącego kobiet, to chętnie ją zapłacę” – wypadło nie tylko nieprzekonująco, ale i arogancko, skoro na razie to wyłącznie polskie kobiety płacą cenę za orzeczenie z 2020 roku, w tym cenę najwyższą, życia.

A opowieści o tym, jak to prezydent zawetuje każdą ustawę, więc pośpiech nie pomoże, są o tyle bałamutne, że także rozwiązanie proponowane przez Trzecią Drogę wymaga dobrej woli Andrzeja Dudy.

Po pierwsze, ponieważ nie da się anulować wyroku TK, to tzw. kompromis aborcyjny przywrócić można jedynie… ustawą (a tę musi podpisać prezydent) lub ustawą można wyeliminować orzeczenie TK z systemu prawnego (mówił o tym ostatnio minister sprawiedliwości).

Po drugie, wynik referendum (musi być wiążący) nie zmienia automatycznie prawa, tylko zobowiązuje organy państwa do wydania odpowiednich regulacji prawnych. A to oznacza, że na końcu znów jest, przynajmniej do lata 2025 roku, Andrzej Duda. Na marginesie: w 2021 roku Hołownia, krytykując Kaczyńskiego za przerzucenie odpowiedzialności za zaostrzenie aborcyjnego prawa na Julię Przyłębską, grzmiał, że prezes PiS nie chciał sobie ubrudzić rąk. Pomysł z referendum idzie tym samym tropem: Hołownia też ucieka przed odpowiedzialnością.

Hołownia, być może na fali swego sukcesu z początków marszałkowania, myślał, że jest cwany, a jego kwieciste przemowy zawsze padną na podatny grunt. Zrobił głupio. Ani nie potrafił być w tej głupocie konsekwentny, ani nie potrafił się z niej wycofać. Cena, którą ponoć jest gotów zapłacić, może zostać nabita na kasę już za cztery tygodnie, przy wyborczych urnach.