Gądek, 10.05.2020

 

Jarosław Gowin wygrał batalię z PiS, ale płaci za to wysoką cenę [ANALIZA]

Jacek Gądek
Cena, jaką już przychodzi płacić Jarosławowi Gowinowi za wygraną w batalii z Jarosławem Kaczyńskim, jest wysoka. Od poobijanej partii po duży spadek w sondażach zaufania społecznego. Paradoksem tej sytuacji jest to, że odsuwając wybory o ok. 2-3 miesiące, nigdy nie będziemy wiedzieć, przed jak wielkim kryzysem ustrojowym Gowin uchronił państwo.

Faktem jest to, że nikt nigdy w obozie Zjednoczonej Prawicy nie rzucił rękawicy Jarosławowi Kaczyńskiemu tak spektakularnie. A co więcej, nikt nigdy w tym obozie nie wygrał z prezesem w sposób tak jaskrawy. Celem ugody było to, aby obie strony wyszły z niego z twarzą. Zatem wybory zostaną odsunięte – tak chciał Gowin, a on sam wraz ze swoimi posłami zagłosował za ustawą PiS o wyborach.

Niemniej punktem centralnym był termin wyborów. Całe państwo stworzone przez Jarosława Kaczyńskiego parło do 10, a potem 23 maja – one się nie odbędą i kropka.

Dla Gowina wygrana ta ma ogromną wagę. Ale i cenę.

Po pierwsze: Jarosław Gowin wybił się na niepodległość

Dotychczas partia Gowina – Porozumienie – była tylko przystawką. Nie kreowała polityki obozu rządzącego, a rzeczy takie jak obalenie pomysłu zniesienia 30-krotności ZUS, co było ważne dla klasy średniej, czy uchwalenie Ustawy 2.0. reformującej uczelnie, to rzeczy marginalne w skali państwa i w skali ambicji samego Gowina.

Popularny w polityce dowcip mówi, że jeśli kogoś nie ma przy stole, to znaczy, że jest w menu. Dotychczas Porozumienie Gowina było przystawką, która w oczach Kaczyńskiego nie zasługiwała nawet na miejsce w menu. Stawiając „weto” do wyborów majowych Gowin chciał znaleźć się przy stołu, w tym sensie, że chciał móc współdecydować o najważniejszych sprawach państwa. Prezes PiS chciał Gowina umieścić tylko w menu, rozbijając jego partię i przejmując jego posłów.

Po drugie: partia Gowina jest poobijana

Partia Jarosława Gowina przeszła próbę boju. I nie okazała się spójna. W praktyce podzieliła się wewnętrznie jak nigdy wcześniej, a najgłębsze pęknięcie jest w jej elicie. Trzy najważniejsze postacie w Porozumieniu to prezes Jarosław Gowin, szef Konwencji Krajowej Adam Bielan i wicepremier Jadwiga Emilewicz. Gowin walczył z Kaczyńskim. Bielan wspierał Kaczyńskiego. A Emilewicz była rozdarta. Zawiązał się co prawda wokół prezesa Porozumienia swoisty „zakon Gowina”, ale on liczył 5-6 osób.

Kolejni posłowie deklarowali lojalność, ale wykorzystali okazję, by milczeć, a w momencie głosowania lojalni wobec Gowina nie wszyscy by już byli. Kilkoro z 17 posłów Gowina otwarcie wystąpiło przeciw niemu. A co więcej, jeden z wiceprezesów partii, Zbigniew Gryglas przyjął zlecenie na rozbijanie własnej formacji. To pokazało słabość Porozumienia – deficyt lojalności, przypadkowość kadr. Naświetliło słabość modelu budowania elity partii: częste pozyskiwanie byłych polityków innych partii. W PiS nieprzypadkowo żartuje się, że Gowin przygarnia „spady” z PSL, Platformy czy Nowoczesnej.

Sam Gowin jako samodzielny polityk też jest poobijany. To akurat najmniej ważne, ale warto spojrzeć na sondaże społecznego zaufania.

Gowin operował narracją, że mówi „nie” tradycyjnym wyborom 10 maja, bo to „wybór między życiem a śmiercią”, bo pleni się przecież zaraza, a wybory wywołają falę zachorowań. Po drugie: że wybory przy bałaganie prawnym to fundowanie kryzysu konstytucyjnego. I trzecie: że należy się skupić na walce z kryzysem gospodarczym. Oczywiście, przy tym wszystkim wyrąbywał sobie też pozycję w polityce.

Skasowanie wyborów w maju oznacza, że wszystko, przed czym ostrzegał w związku z nimi, nie będzie mogło się zmaterializować. Słowem: nie sposób empirycznie zweryfikować czy miał rację: czy wybory wywołałyby falę zakażeń koronawirusem? czy logistycznie i prawnie skończyłyby się katastrofą? A już na pewno szeregowy wyborca nie jest w stanie kompetentnie ocenić takie ryzyko – zwłaszcza przy stygnących społecznych emocjach wokół epidemii. W elektoracie prawicowym Gowin musiał stracić dużo zaufania. Widać to po najnowszym sondażu, w którym Gowin zanotował rekordowy spadek zaufania do 12 proc. (spadek aż o 8 pkt. proc.), nie ufa mu z kolei aż 57 proc. badanych. Obojętny Gowin jest aż 27 proc. Polaków.

Gowin adresuje się do prawicowego, ale jednak niszowego wyborcy. Spadki w takich sondażach nie muszą mu szczególnie szkodzić. Niemniej faktem jest: widać już społeczne niezrozumienie Gowina. Warto tu jednak poczekać na kolejne badania, bo zarysowany w jednym sondaże kierunek – zwłaszcza jeśli wybory w wakacje przebiegną sprawnie – może się odwrócić na korzystny dla Gowina.

Po trzecie: Zjednoczona Prawica dogorywa na naszych oczach

Jarosław Gowin jest uznawany na Nowogrodzkiej za zdrajcę, który tak jak kiedyś odszedł z obozu PO po konflikcie z Donaldem Tuskiem, tak teraz będzie prowokował konflikty z Jarosławem Kaczyńskim, by porzucić obóz PiS już zupełnie. Oczami wyobraźni widzą go już jako jednego z tenorów w obozie budowanym wokół PSL.

Projekt Zjednoczonej Prawicy dogorywa na naszych oczach. Zastąpi ją inny model współpracy między PiS a mniejszymi koalicjantami, albo skona przy kolejnych wstrząsach. O te będzie łatwo, bo prezes PiS po wyborach prezydenckich będzie dążył do jeszcze głębszego przeorania państwa. Dziś to oranie jest wstrzymane, by nie utrudniać Andrzejowi Dudzie reelekcji. A ponadto sam Gowin jest już na Nowogrodzkiej znienawidzony.

O ile Jarosław Kaczyński jest zdolny do wykonywania nagłych zwrotów w polityce, to nie na zmianę sposób jej uprawiania – a kluczem do niej jest posłuszeństwo. Prezes PiS zrobi zatem wszystko, aby nie być na łasce Gowina.

 

gazeta.pl