Michalik, 16.01.2020

 

Dziś sędziowie, jutro dziennikarze i samorząd, a później każdy obywatel

Dziś sędziowie, jutro dziennikarze i samorząd, a później każdy obywatel

 

Może zamiast się „oburzać”, co jest kompletnie bezproduktywne – powalczmy u boku prześladowanych. Pomóżmy?

Swoją drogą to niesamowite: w biały dzień, w świetle jupiterów, na oczach wszystkich zabijani są ludzie. Zabijani cywilnie, zawodowo, emocjonalnie, zabijany jest komfort ich rodziny, kariera, wiara, honor, dobra opinia. I co? I nic.

Gdy piszę ten felieton, minister Ziobro w Senacie oczernia z imienia i nazwiska sędziów Żurka, Tuleyę, Łączewskiego, a później, po wygłoszeniu oświadczenia wychodzi z sali, uciekając przed pytaniami senatorów. Przypominam, że chodzi o ustawę ostatecznie likwidującą niezależne sądownictwo w Polsce, sprzeczną z prawem UE, grożącą wyprowadzeniem nas z Unii i nałożeniem na nas wysokich kar finansowych.

Zabijani są tak konkretni sędziowie, jak i cały sędziowski stan, ale także marszałek Senatu prof. Tomasz Grodzki – trzecia osoba w państwie. Rok po zabójstwie Pawła Adamowicza na tle politycznym, media relacjonują, a większość społeczeństwa przygląda się biernie śmierci cywilnej człowieka po człowieku. TVP nadal prowadzi, tak jak prowadziła na śp. prezydenta Gdańska, regularne kłamliwe polowanie z nagonką, a większość milczy. I może tu właśnie, w tej niesamowitej bierności tkwi rozwiązanie zagadki, nad którą głowi się od kilku lat wiele mądrych głów: jak możemy, my Polacy, tkwić w punkcie, w którym jesteśmy? Jak możemy nie roznieść w pył (oczywiście demokratycznymi metodami) ludzi, którzy jawnie dopuszczają się plugastw i podłości?

Ano możemy, bo Polak to, jak powiedział kiedyś prof. Czapiński, patologiczny indywidualista, którego nie obchodzi nic, tylko „moja chata z kraja…”, niewidzący związku pomiędzy łamaniem praw sąsiada a tym, że jak sąsiada zabraknie, za chwilę spotka go to samo. Nie patrzymy poza czubek swojego nosa i nie widzimy niczego w perspektywie dłuższej niż kilka, kilkanaście dni, może miesiąc. Nie rozumujemy i nie wnioskujemy abstrakcyjnie. Życie postrzegamy jako rywalizację i walkę, nie widząc siły we wspólnocie, w działaniu razem.

Oczywiście marna edukacja, wycofanie filozofii ze szkół i zastąpienie jej religią oraz porównywalna wyłącznie z komunistyczną propaganda są główną przyczyną, ale czy to oznacza, że nic nie możemy zrobić? Czy pozostało już tylko narzekanie?

Robimy przecież – odpowiecie. Był Marsz Tysiąca Tóg, są protesty. Media donoszą o mechanizmach kłamstwa, przekształcania języka polskiego w propagandowy bełkot, aferach, nadużyciach i chamstwie przedstawicieli władzy, relacjonują prostacki język i więzienne maniery niektórych ważnych polityków, obywatele protestują. Jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, której finał można nazwać, jak słusznie stwierdził Jerzy Owsiak, wielkim dniem edukacji narodowej. I to edukacji, która daleko wykracza poza dobroczynność…. Sięga podstaw ludzkiej solidarności, altruizmu, umiejętności współpracy, ale też luzu, uśmiechu i radości. W czym więc problem?

W tym, że te szlachetne postawy i demonstracje są tylko symbolami, prezentowanymi, trzeba to przyznać, szczerze i z zaangażowaniem, tylko przez mniejszą część społeczeństwa i mającymi niestety zerową wartość praktyczną. Owszem, podtrzymują ducha, morale, napawają (na krótko) nadzieją, ale nie zmieniają dokładnie niczego.

Walec PiS rozjeżdża wszystko, co wartościowe i warte ocalenia z barbarzyńską bezwzględnością i precyzją, a ci, którym się to nie podoba w odpowiedzi… wyrażają słuszne oburzenie.

Może uznacie mnie za cyniczkę, ale zwycięstwa moralne mnie nie interesują. Dlatego pisałam, że sędziowie nie powinni maszerować ani demonstrować, powinni konkretnie zastrajkować, zrzucając sprawy z wokandy i żądając, żeby – oprócz wycofania niezgodnej z Konstytucją i prawem UE ustawy „kagańcowej”, politycy PiS przestali ich oczerniać, atakować, wyrażać się o nich bez szacunku, należnego konstytucyjnej trzeciej władzy i kłamać na ich temat. Powinni postawić politykom warunki i strajkować aż do skutku.

Sądzę, że skuteczności i metodzie faktów dokonanych, jaką stosuje PiS, nie patrząc na prawo polskie ani międzynarodowe, można przeciwstawić wyłącznie podobną skuteczność. Jak wojna – to wojna.

Dla jasności: wojny są zawsze złe, zawsze tracą na nich wszyscy, nawet zwycięzcy (bo i oni ponoszą często w walce dotkliwe straty), zawsze jest niepotrzebna i jest ostatecznością. Niemniej, czasem jest konieczna. Jest czas i okoliczności w życiu każdego człowieka i społeczeństwa, kiedy nic już nie dają wyrazy oburzenia i moralne wzmożenie, gdy po prostu trzeba walczyć o życie.

Ta metafora jest dziś w Polsce bardziej niż dosłowna, bo żyjemy w kraju, gdzie, na co dzień, w praktyce, ludzie walczą o życie. O wszystko, co do czasów rządów PiS ich życiem było. Może zamiast się „oburzać”, co jest kompletnie bezproduktywne – powalczmy u boku prześladowanych. Pomóżmy?

Bo dziś sędziowie, jutro dziennikarze i samorząd, a później każdy obywatel.

 

koduj24.pl