Mikuli, 24.01.2020

 

Prof. Mikuli: Pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości jest tragikomiczny

 

Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma możliwości oceny uchwały Sądu Najwyższego. Uznając uchwałę za nieważną pokazuje, jak groźna jest sytuacja. Pogląd ministerstwa jest tragikomiczny, ale wydaje go instytucja państwowa. Niestety dzieje się coś strasznego. Mamy do czynienia ze stanem wojennym – ocenia prof. Piotr Mikuli z Uniwersytetu Jagiellońskiego

 

Zanim rankiem 24 stycznia premier Mateusz Morawiecki skierował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności z konstytucją przepisów prawa, na podstawie których 23 stycznia trzy izby Sądu Najwyższego wydały przełomową uchwałę, politycy obozu rządzącego już zdążyli uznać ją za nieważną i potępić sędziów SN.

Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ocenił, że „Sąd Najwyższy procedował z rażącym naruszeniem prawa i jego tzw. „uchwała” nie powoduje żadnych skutków prawnych.”

Ministerstwo Sprawiedliwości natychmiast po wydaniu przez SN uchwały opublikowało oświadczenie, w którym uznało ją za… nieważną:

„Uchwała z mocy prawa jest nieważna. Została wydana z rażącym naruszeniem prawa. Narusza art. 179, art. 180 ust.1 oraz art. 10 Konstytucji RP. Wbrew obowiązującym przepisom ustawowym Sąd Najwyższy podjął uchwałę w postępowaniu w sprawie podważenia statusu sędziów powołanych z udziałem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa” – czytamy w ministerialnym komunikacie.


OKO.press pyta autorytety prawnicze o ocenę uchwały Sądu Najwyższego. Publikowaliśmy wypowiedź prof. Ewy Łętowskiej, a także wypowiedzi dla nas prof. Michała Matczaka, dr Michała Ziółkowskiego, mec. Jakuba Wendego

 

Wiceminister Sprawiedliwości Sebastian Kaleta, firmujący zmiany w sądach, zwłaszcza ustawę „kagańcową”, twierdził, że  „Sąd Najwyższy postawił się ponad Sejm, Prezydenta, Trybunał Konstytucyjny, konstytucję, ale przede wszystkim ponad demokrację.” Zachwalał też ustawę „kagańcową”, która w jego opinii „blokuje zmianę naszego ustroju z demokracji na sędziokrację.”

Zastęcpa głownego rzecznika dyscyplinarnego Przemysław Radzik uderzył w podobne tony, nazywając uchwałę SN „stanowiskiem” i „bezprawną próba zmiany ustroju Rzeczypospolitej”. Według Radzika „nie ma mocy wiążącej, a sędziowie kwestionujący legalność powołania innych sędziów będą ścigani dyscyplinarnie.”

Europoseł Patryk Jaki, b. wiceminister sprawiedliwosci, wtórował: „Sędziowie bezczelnie łamią prawo i próbują zamienić ustrój państwa – a są jeszcze tacy, którzy im klaszczą. Nie rozumiejąc tego, że tracą wpływ na państwo, również wtedy, kiedy PiS przestanie rządzić. Bo decyzja Polaków w wyborach co zmian w sądownictwie nie będzie miała znaczenia.”

Oczywiście zupełnie innego zdania niż politycy obozu rządzącego są znawcy prawa konstytucyjnego.

Prof. Piotr Mikuli: Pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości jest tragikomiczny

Dr hab. Piotr Mikuli, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego i kierownik Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Wydziału Prawa i Administracji tej uczelni, podobnie jak prof. Ewa Łętowska zwraca uwagę na dramatyczny moment, w którym znajdujemy się po wydaniu przez SN uchwały oraz reakcji instytucji państwowych:

„Rozstrzygnięcie SN jest salomonowe, bo po pierwsze, bierze pod uwagę to, że sprawy rozstrzygane przez składy sędziowskie z udziałem osób rekomendowanych przez obecną KRS są w toku.

Po drugie, zawiera rozwiązania na przyszłość w zakresie orzeczeń, które mają zapadać z ich udziałem przed sądami niższej niż SN instancji. Po trzecie wreszcie, orzeczenie wyraźnie odnosi wymogi niezawisłego sądu do samego SN.

Uchwała SN mówi jednoznacznie, że skład sędziowski w SN musi być absolutnie bez wad – co jest zrozumiałe, bo orzeczeń SN nie da się wzruszyć. Dlatego uchwała trzech izb SN z 23 stycznia ma skutek bezwzględny w stosunku do Izby Dyscyplinarnej SN.

Cieszy postawa sędziów, którzy wydali tę uchwałę – jedyną, w mojej ocenie, możliwą.

Z drugiej strony mamy natychmiastową reakcję rządu, konkretnie – Ministerstwa Sprawiedliwości. Wydało ono komunikat, w którym ocenia, ze uchwała SN jest wydana z rażącym naruszeniem prawa.

Oczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma możliwości oceny uchwały Sądu Najwyższego. To, że taki komunikat zostaje wydany pokazuje, jak groźna jest sytuacja. Pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości jest tragikomiczny, ale wydaje go instytucja państwowa. Znajdujemy się zatem w sytuacji wojny miedzy instytucjami. I nie wiadomo, do czego to doprowadzi.

Do tego obywatele i obywatelki są wprowadzani w błąd przez propagandę mediów publicznych i wielu jest nieświadomych tego, co się dzieje.

A niestety w państwie dzieje się coś strasznego. Mamy do czynienia ze stanem wojennym, co wielokrotnie przypomina nam prof. Mirosław Wyrzykowski.

Tragizm tej sytuacji polega na tym, że, jak słusznie zauważył z kolei prof. Wojciech Sadurski, ten stan wojenny nie polega na tym, ze mamy czołgi na ulicach czy setki więźniów politycznych.

To się dzieje w sposób zawiły, kroczący i dla ludzi niezorientowanych – a do tego urabianych propagandą – niezrozumiały. Większość ludzi w Polsce nie jest świadoma, że obserwujemy swoisty rozkład państwa polskiego.

Oczywiście, jest pewna nadzieja. Przytłaczająca większość sędziów nie ulega tym wszystkim naciskom. Jest taka łacińska paremia, inter arma silent Musae – pośród szczęku oręża, czyli w czasie wojen, milczą Muzy.

Jest też inna paremia: inter arma silent leges, czyli podczas wojny milczą prawa. Mówi ona, że w czasie wojny prawo można ignorować. Wydaje mi się, że rządzący dzisiaj kierują się właśnie tą maksymą.

Natomiast sędziowie polscy, pomimo zagrożeń, których jest wiele, w czasie wojny nie milczą. Starają się robić to, co do nich należy.

Ale sądy, nawet Sąd Najwyższy, nie mają możliwości wyegzekwowania podporządkowania się ich orzeczeniom bez zaangażowania aparatu władzy wykonawczej. Nie stosują przymusu. A aparat władzy wykonawczej kwestionuje wszystkie naprawcze działania sądów w całkowicie otwarty sposób. To sytuacja bezprecedensowa.

Fortel, w postaci wniosku pani Marszałkini Sejmu Elżbiety Witek do Trybunału Konstytucyjnego pokazuje, że władza wykonawcza chce mieć pretekst do kontestowania uchwały SN z 23 stycznia. Chcą utrzymywać, że uchwała nie kończy sprawy.

Ze względu na  niesamowitą propagandę, nieświadomy czy umiarkowanie zainteresowany obserwator będzie musiał oceniać te argumenty obu stron.

Naszym obowiązkiem jako prawników, jako znawców prawa konstytucyjnego, jest informowanie i przekonywanie społeczeństwa, że te argumenty nie są równoważne.

Racji nie ma po środku. Rzeczywistość, akurat w tym wypadku, jest czarno-biała. Wyroków Sądu Najwyższego nie można podważać. Nie można szczuć i opluwać sędziów. Robiąc to, władza wypisuje siebie i nas nie tylko ze wspólnoty prawa Unii Europejskiej, ale z kręgu zachodniej cywilizacji.

Przełomowa uchwała Sądu Najwyższego

23 stycznia SN odpowiedział na apele o wydanie uchwały stabilizującej porządek prawny wobec rozbieżności orzeczniczych po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 roku i wyroku Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2019 roku. O konieczności podjęcia takiej uchwały na łamach OKO.press w grudniu pisali konstytucjonaliści dr Michał Ziółkowski i dr Michał Krajewski.

Uchwała trzech izb SN ma moc zasady prawnej, czyli wiąże wszystkie izby SN – również nowe, czyli Dyscyplinarną oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Najwyższych – a także ma istotne znaczenie interpretacyjne dla sądów powszechnych.

SN uznał, że obecna KRS, ze względu na sposób, w jaki została powołana, nie zapewnia, że osoba powołana z jej rekomendacji przez Prezydenta na urząd sędziego, prawidłowo obsadzi skład sądu.

Dlatego SN orzekł, że zawsze wadliwe są składy Sądu Najwyższego, w których zasiadają osoby powołane na wniosek obecnej KRS. A także, że weryfikacji mogą podlegać składy sądów powszechnych i wojskowych, w których zasiadają osoby powołane na wniosek obecnej KRS.

Prof. Ewa Łętowska wyjaśniła:

„Sąd Najwyższy bardzo mądrze ograniczył się do wskazania czysto procesowych, sądowych instrumentów oceny prawidłowości składów, oddając decyzje w ręce samych sądów. W uchwale Sąd Najwyższy odniósł się do kryteriów  niezależności sądów i niezawisłości sędziów i wyraźnie kontynuuje linię z  wyroku wydanego 5 grudnia 2019 roku.

SN nikomu niczego nie kazał. Nie zdyskwalifikował ustawy dyscyplinującej. Bo tego zrobić nie mógł i nie będzie mógł. Nie powiedział, że sędziowie, których z rekomendacji obecnej KRS powołał Prezydent, nie są sędziami. Powiedział, że co to są wątpliwości co do niezależności sędziów i niezawisłości sądów i jak je usuwać. I że są  środki (dla stron i sądów) w procedurze sądowej, aby bronić tych zasad.

Jakie będą konsekwencje tej uchwały? – poczekamy. Może ci sędziowie sami uznają, że nie powinni wydawać wyroków. A może będziemy mieli do czynienia z dalszym konfrontacyjnym frontem?

Sąd nie wdawał się w  spory kompetencyjnego. Ale nie podważa nominacji sędziowskich Prezydenta, ani nic nie każe Sejmowi.  Uchwalona dziś przez Sejm ustawa dyscyplinująca nic tu nie zmienia.

Moment jest jednak dramatyczny. Bo bez współdziałania ustawodawcy, dla którego uchyla się furtka, żeby uchwalić nową ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, nie zaprowadzi się ładu. Ale to nie rola sądów, lecz ustawodawcy.”

 

OKO.press