Karmiński, 27.07.2020

 

Zbiór bzdur

Zbiór bzdur

 

Polska coraz bardziej przypomina kraj podbity przez współczesnych Hotentotów

Po wyborach władza odetchnęła z ulgą. Już nie musi gimnastykować się, by ukryć kompromitujące fakty i niewygodne liczby obrazujące rzeczywisty stan państwa. Na przykład te o budżecie. Do wyborów był on niemal zrównoważony, a po wyborach okazało się, że mamy sto miliardów deficytu i w dodatku nasze zadłużenie, które jeszcze niedawno rząd PiS „trzymał w ryzach”, urosło nagle do 200 miliardów. I co? I nic. Dopóki starcza pieniędzy na rozmaite „plusy” i dodatkowe emerytury elektorat PiS zadowala się wiadomością, że gospodarka polska ma się „dużo lepiej, niż w innych krajach Unii”. A jeśli chodzi o opozycję, która „nie może się pogodzić z klęską i rzuca kłamliwe oskarżenia”, to znów można się z nią kompletnie nie liczyć.

Teatralne gesty prezydenta Dudy wyciągającego rękę do zgody, obłudne deklaracje premiera o chęci pojednania z opozycją i fałszywe obietnice zasypywania podziałów mamy już za sobą. Wzorem kierownika szatni w „Misiu”, dziś znowu używa się argumentu: „Bo tak!”, dodając w domyśle: „I co nam zrobicie?”. Władza wie, że elektoratowi PiS to się podoba, i nie musi już szukać wiarygodnych usprawiedliwień dla bezmyślności i partactwa rządzących kolesi. Nie musi też wymyślać argumentów usprawiedliwiających przekręty coraz pazerniejszych beneficjentów „dobrej zmiany”. Epidemia, na którą zwalić można każdą prawie lewiznę, okazuje się szczęśliwym dla PiS zrządzeniem losu. Można nawet odnieść wrażenie, że coraz bardziej szczęśliwym.

Jeszcze niedawno funkcjonariusze partyjno-rządowi mówili o sukcesie na skalę europejską w dziedzinie „wypłaszczania”, „wygaszania” i „okiełznania” pandemii. Premier głosił, że wirus stał się niegroźny nawet dla grup największego ryzyka, dla starszych ludzi w większości popierających PiS, którzy powinni „tłumnie” stawić się w lokalach wyborczych. Dziś sytuacja wróciła do dramatycznej normy. Mamy kolejny szczyt zachorowań. Koronawirus szaleje w najlepsze, a władza ułatwia mu ekspansję luzując ograniczenia hamujące epidemię. Minister już nie poprawia statystyki zachorowań, nie sugeruje lekarzom, by jako przyczynę zgonu podawali choroby towarzyszące COVID-19. Władza już nie steruje liczbą zachorowań regulując zasięg i powszechność testów. Po co? Im dłużej trwać będzie pandemia, tym więcej bezprawnych a intratnych przepisów będzie można przepchnąć w kolejnych „tarczach” i ustawach nadzwyczajnych. Być może jest nawet tak, że im większy zakres pandemii, tym bliżej nam do stanu wyjątkowego, do budowania i umacniania dyktatury, do wzięcia opozycji za pysk i do wygodnego sterowania krajem za pomocą dekretów.

Na razie trwają jeszcze rozliczenia z tymi, którzy wspomagali kandydata PiS w wyborach. Na wyraźne żądanie części Episkopatu oraz współpracującej z rządzącymi sekciarskiej Ordo Iuris władza spłaca dług ogłaszając wypowiedzenie konwencji stambulskiej. Argumenty dowodzące słuszności tego pomysłu, podobnie jak wiele innych, usprawiedliwiających bezprawne ustawy, obrażają intelekt nawet średnio rozgarniętego Polaka. Zbigniew Ziobro, który firmuje projekt ustawy, wyjaśnia, że konwencję należy wyrzucić na śmietnik, ponieważ część postanowień już występuje w polskim prawie, a innych niezbędnych rozstrzygnięć tam brakuje – ale przede wszystkim dlatego, że niektóre sformułowania konwencji są nieprecyzyjne i kojarzą się z nieakceptowalnymi „ideologiami” gender oraz LGBT. Minister Ziobro jakby nie wiedział, że rozstrzygnięcia konwencji potwierdzające istniejące już polskie zapisy stanowią o sile prawa, a nie jego słabości, a jeśli w prawie międzynarodowym czegoś brakuje, to przecież można te braki uzupełnić polskimi przepisami. A co do sformułowań konwencji, kojarzących się ministrowi z nienawistną dla prawicy ideologią, to nie jestem w stanie zrozumieć, co konkretnie dyskwalifikuje międzynarodową umowę państw cywilizowanych chroniącą prześladowanych. Wygląda na to, że polskiemu rządowi, niektórym biskupom i Ordo Iuris paskudnie kojarzy się wszystko, co oczywiste, naturalne i ludzkie. Bo tylko w sekciarskim rozumowaniu gender nie jest kierunkiem badań naukowych , a LGBT to nie są ludzie.

Powiada Ziobro, że konwencja jest niepotrzebna, bo dzięki niemu i jego formacji mamy obecnie tak świetne przepisy chroniące przed przemocą, jakich na świecie nie bywało. Nie wspomina jednak o drobiazgu: zgodnie z polskim prawem przemoc MOŻNA ścigać, a w myśl konwencji państwo MUSI przeciwdziałać dyskryminacji i przemocy. Konwencja zmusza sygnatariuszy do pełnej i konsekwentnej ochrony osób prześladowanych. Konwencja nie godzi się na uznaniowość, sprzeciwia licznym w Polsce odmowom zakładania damskim bokserom niebieskiej karty, czy niewszczynania przez policję postępowań mimo ewidentnych przejawów przemocy. Chodzi o to, by organy ścigania i administracja państwa NIE MOGŁY stawać po stronie prześladowców.

Przeciwników konwencji oburza też konstatacja, że niektóre formy przemocy wynikają z historycznej tradycji, kultury i religii. Tak jakby w naszej „tradycji” nie było zwyczaju palenia na stosach ludzi odmiennych zachowań i poglądów. Jakby do dziś nie kontynuowano obyczaju obcinania kobietom łechtaczek i nie było obyczaju honorowych zabójstw. I jakby poza religią katolicką nie było na świecie innych wierzeń, legitymujących przemoc, prześladowania i zabójstwa w imię wiary. Argumentacja zwolenników wypowiedzenia konwencji stambulskiej to delikatnie mówiąc zbiór bzdur. Poczesne miejsce zajmuje w nim powtarzany w dyskusjach argument, że w krajach gdzie podpisano konwencję, stwierdzono wyraźny wzrost przypadków przemocy. Myśl godna prezydenta Trumpa, który głosi, że w USA przybywa zachorowań, ponieważ robi się za dużo testów. A przecież w sprawie przemocy jest dokładnie odwrotnie: rzetelne stosowanie przepisów konwencji ujawnia przypadki przemocy, które wcześniej nie przedostałyby się poza rodzinę, zostałyby zamiecione pod dywan w stołowym pokoju, a maltretowane kobiety nadal słyszałyby od swoich proboszczów i biskupów, że więzy rodzinne są nierozerwalne, że kobiecie nie wolno opuścić sadystycznego męża, choćby był skończonym łajdakiem, że muszą nieść swój krzyż do końca, aby dostąpić zbawienia … Oczywiście sakrament trwałości więzów małżeńskich dotyczy tylko maluczkich i nie ma zastosowania do ludzi majętnych, zblatowanych z Kościołem hierarchicznym oraz Jacka Kurskiego.

Wszystkim wiadomo, jak bardzo p.o. prezes telewizji ongiś publicznej przywiązany jest do wiary katolickiej, a w szczególności do ewangelicznej miłości bliźniego i przykazania zabraniającego głosić fałszywe świadectwo, czyli po prostu kłamać. Na tę kwestię zbliżony pogląd ma także minister Ziobro. Ich nieformalna współpraca przynosi rozmaite owoce, w większości trujące.  Rządowe media z nieskrywaną satysfakcją zawiadomiły na przykład swoich odbiorców, że europoseł lewicy (LEWICY!) Włodzimierz Cimoszewicz rozjechał swoim autem starą kobietę na przejściu dla pieszych i uciekł z miejsca wypadku. W rzeczywistości ponad rok temu mieszkanka Hajnówki wjechała rowerem na przejście i były premier nie zdążył wyhamować.  Cimoszewicz odwiózł poszkodowaną najpierw do domu, potem do lekarza i żywo interesował się jej zdrowiem. W pamięci wielu Polaków pozostanie jednak obraz bezwzględnego przedstawiciela znienawidzonej lewackiej elity, zimnego drania obojętnego na los starej kobiety, którą skrzywdził – oraz obraz praworządnej prokuratury, która nie bacząc na koneksje i byłe stanowiska wystąpiła do Europarlamentu o pozbawienie Cimoszewicza immunitetu. Prokuratura nie wspomniała, że oskarżyła go o ucieczkę z miejsca wypadku dlatego, że udzielił poszkodowanej pomocy nie zawiadamiając jednak policji… Brzmi jak żart, ale dowcipem nie jest.

Z chwilą, gdy PiS przestał się liczyć z samodzielnie myślącymi Polakami, gdy nadprezes Kaczyński odmówił im polskości, gdy władzy przestało zależeć na opinii wyborców, rozpoczęła się wielka, niczym nieskrępowana ofensywa partaczy obsadzających wysokie stołki. Trwa szarża lizusów licytujących się, kto najlepiej zrobi prezesowi dobrze. Kontynuowane jest natarcie nierozgarniętych polityków i ważnych urzędników z ambicjami, zasypujących nas stertą bzdurnych decyzji i niedorzecznych argumentów. Mimo protestów wielu mazowieckich gmin do Sejmu trafić ma projekt ustawy o podziale województwa na Warszawę i obwarzanek, co według fachowców nie przyniesie nikomu korzyści, a przeciwnie, pauperyzacja gmin peryferyjnych będzie postępować. Antoni Macierewicz objawił się z kolejnymi sensacjami: w samolocie Tu-154 doszło do wybuchu nie tylko trotylu, ale również RDX, „materiału, który był i jest używany przez różnych lewackich i postkomunistycznych terrorystów, m.in. w zamachu na metro londyńskie”, co potwierdziły jakoby nie tylko polskie laboratoria, ale także jedno natowskie, którego nazwy na razie nie może ujawnić. Sejmowa komisja zdrowia przegłosowała właśnie poprawkę PiS do ustawy, której nie ma, bo jeszcze nie wyszła z Senatu – i to mimo ostrzeżeń, że jest to prawnicze horrendum i że poprawka będzie nieważna. Kasa państwa świeci pustkami, a Jacek Sasin przeznacza 130 mln na kolejny magazyn węgla, choć zapotrzebowanie na węgiel spada. I tak dalej, i dalej…

Polska coraz bardziej przypomina kraj podbity przez współczesnych Hotentotów. Źle wróży fakt, że słabo protestujemy i jakby przyzwyczajamy się do idiotycznych decyzji, do bezprawnego prawa, do argumentów obrażających inteligencję. Źle nam wróży krótka pamięć Polaków. Co prawda dowody bezprawia pozostaną w pamięci i w dokumentach, ale umykają nam przejawy złej woli i głupoty rządzących. Przydałby się bardzo jakiś trwały, uzupełniany na bieżąco ZBIÓR BZDUR. Jeśli nawet nie nam, to chociaż naszym dzieciom.

 

 

koduj24.pl