Bożena Chlabicz-Polak, 10.04.2020

 

Pan prezes i jego trefnisie w obliczu pandemii

Pan prezes i jego trefnisie w obliczu pandemii

 

Co – oprócz odgrywania kiepskiej komedii – umie robić partia obecnej władzy, skoro respiratorów brak, dobrych ustaw brak, a w kasie widać dno…

Ludzie to już w ogóle stracili poczucie humoru, zwłaszcza w Polsce. Owszem, nie mamy wpływu na naturę, w tym również na naturę maseczek chirurgicznych, które zanikają, jak tylko zaczynamy ich akurat potrzebować. No, ale nie znaczy to przecież, że w tych ponurych czasach „wojny biologicznej” wszyscy mamy – jak mawiał mój pułkownik od obrony cywilnej, obdarzony żołnierskim dowcipem – owinąć się w prześcieradło i ewakuować na najbliższy cmentarz. Zwłaszcza teraz, uwięzionym w ciasnych M-ileś, należy się nam przecież trochę rozrywki i odrobina radości.

I od tego właśnie mamy rząd. Zapewnienie odpowiedniej liczby środków ochrony osobistej dla szpitali, dobrych rozwiązań antykryzysowych dla biznesu i ludzi tracących pracę, a nawet sprawnego nauczania przez internet zdecydowanie przekracza możliwości partii władzy. Podobnie, jak wcześniej przekroczyło je sensowne planowanie wydatków państwa i teraz już wiadomo, że zabraknie pieniędzy na najpilniejsze potrzeby.

Tak więc – „chleba” chwilowo nie ma i na razie raczej nie będzie. Co więc pozostaje? Wiadomo – igrzyska.

Najszybciej wszedł w nową rolę narodowego trefnisia pan prezydent, który radośnie ćwierka sobie teraz na Twitterze, a w chwilach wolnych od pisania sms-ów daje występy na TikToku. I świetnie. Bo jest to miejsce dla fanów przebieranek, kreujących się na kogoś, kim akurat nie są.

Teraz do prezydenta powoli dołącza cała partia rządząca, dająca przedstawienie  pod tytułem „Pandemia”, reżyserowane osobiście przez pana prezesa.  Najśmieszniejszy jest chyba „kawałek” pod tytułem „Wybory”. To lepsze, niż serial brazylijski, choć też nie za bardzo trzyma się naszej rzeczywistości i realiów.

Napięcie rośnie z posiedzenia Sejmu na kolejne posiedzenie. Akcja toczy się wartko. Źli chłopcy wymieniają się rolami z dobrymi tak szybko, że trudno się połapać, którzy z nich są którzy. A w powietrzu gęstym od emocji od tygodni wisi pytanie, kiedy wreszcie posypie się obsada tego spektaklu. Możemy mieć nadzieję, że stanie się to żywiołowo. Brakuje tylko „śmiechów z puszki”, bo publika nie zawsze rozumie, czy już się śmiać, czy może jeszcze płakać.

I bez takich podpowiedzi prezesa-inspicjenta, można za to to zerwać boki, słuchając wypowiedzi ważnych polityków partii władzy. No na przykład, że „środki ochrony osobistej zostaną wkrótce przekazane do szpitali”. Albo że „nasze laboratoria wykonują tyle testów, ile potrzeba” (pytanie – komu?). A teraz, że „wybory korespondencyjne da się zorganizować bez problemu”.

Dla mnie przebojem tygodnia była wypowiedź jakiegoś kancelisty prezydenta, że – mianowicie – „jest normalnie”. „Szkło Kontaktowe” niech się chowa.

Taką nam przednią rozrywkę proponuje władza obywatelom w przymusowej kwarantannie i jest w tym nawet lepsza od profesjonalistów z kabaretu i estrady. Wystarczy zajrzeć do kalendarza następnych obrad Sejmu. A w nim… aborcja, polowania oraz edukacja seksualna. Rzecz w tym, żeby wszystkiego zakazać. Z wyjątkiem polowań z dziećmi, oczywiście. Bo w tym punkcie, to wręcz przeciwnie.

Przy okazji przyboczni pana prezesa dbają też o naszą sprawność intelektualną. Bo nie ma lepszego treningu mentalnego niż – siedząc w kwarantannie – policzyć sobie w pamięci, ile czasu zajmie Poczcie Polskiej, dysponującej w najlepszym momencie 25 tysiącami – nomen omen – roznosicieli, dostarczenie „pakietów” wyborczych 30 milionom obywateli. Zawsze to  lepiej, niż w wolnym czasie liczyć brakujące respiratory…

Młodszym i mniej sprawnym w rachunkach tragifarsa „Wybory” oferuje grę plenerową –  „Nie licz na los, odbierz babci głos”. Gra polega na sprawnym opróżnieniu skrzynek z „pakietów” dla starszych członków rodziny, by – po  zdobyciu (łatwizna) i wpisaniu odpowiednich danych – oddać bliżej nieokreśloną liczbę głosów na, dajmy na to, kandydata Bosaka. Lub – odpowiednio – kandydata Biedronia. Kto odda najwięcej, ten – naturalnie – wygrywa i grę, i całe wybory.

Dla swoich zwolenników w ramach tej samej burleski partia przewidziała bonus za lojalność. Jest to nowa wersja „Gry w zabijanego”, z podtytułem „raz, dwa, trzy, zarazisz się ty”. Zwycięża ten, kto pierwszy złapie wirusa po oddaniu głosu i przy okazji zarazi jak największą liczbę zwolenników aktualnego prezydenta. Bo inni i tak nie pójdą przecież na żadne łże-wybory.

Ubaw szykuje się po pachy, zwłaszcza na OIOM-ach. A dodatkowa korzyść płynie z owych gier taka, że opozycja wprawdzie nie złapie wirusa przy skrzynkach pocztowych, ale za to umrze ze śmiechu.  A pan prezes umyje ręce (środkiem dezynfekcyjnym).

Z drugiej strony, to niby co oprócz odgrywania kiepskiej komedii miałaby robić władza, skoro respiratorów brak, dobrych ustaw brak, a w kasie widać dno.

Toteż formacja rządząca wyraźnie odpuściła sobie epidemię i robi to, co potrafi najlepiej. Stara się, żebyśmy przynajmniej nie pomarli z nudów.

 

koduj24.pl