Zegadło, 13.03.2020

 

13 marca 2020

Marcin Zegadło. Z cyklu: Dziennik pandemiczny. 12.03.2020 r. – czwartek (wieczór) Ktoś policzył, że wskutek zakażenia koronawirusem umrą miliony

Mój syn zapytał dzisiaj, kiedy znowu będzie „normalnie”. To znaczy, że skoro widzi „to” dziesięciolatek, normalność mamy z głowy. Pytanie na jak długo. Oczywiście jeszcze przez jakiś czas będziemy starali się zachować jej pozory.

Dzisiaj pierwsza śmierć.

W Poznaniu. Kobieta przed sześćdziesiątką. Z tekstu prasowego wynika, że cierpiała na inne ciężkie schorzenia. Zawsze coś na pocieszenie. Dbają o nas w działach informacyjnych. Jako astmatyk przyjmuję to z pokorą.

Mój dziesięcioletni syn wytrącony z rutyny odczuwa niepokój. Chociaż nie oglądamy telewizji i nie epatujemy doniesieniami medialnymi musi widzieć, że coś się zmieniło.

Dzisiaj Andrzej Saramonowicz na FB pisze:

„o tym jak będzie wyglądać nasza przyszłość w najbliższych latach powie nie żaden polityk, lekarz, pisarz czy ksiądz, ale matematyk. W algorytmach naszej wojny z korona wirusem już się bowiem wydarzyły wszystko kampanie wrześniowe, bitwy o Anglię, Monte Cassina, auschwitze, Sobibory, Katynie, plaże Omaha (…)” i tak dalej.

Jasne. Matematyka jest tutaj bezlitosna. Ktoś policzył, że wskutek zakażenia koronawirusem umrą miliony, dziesiątki milionów ludzi na całym świecie. Te liczby same w sobie są zatrważające. Ale to wciąż są liczby. To jest algorytm. Może to głupie, ale czytając te słowa przypomniałem sobie scenę z „Dekalogu” Kieślowskiego, w której mocno wierzący w naukowe wyliczenia ojciec dokonuje stosownych obliczeń i wyraża zgodę na to, żeby jego syn poszedł ślizgać się na zamarzniętej gliniance. Lód ma zgodnie z obliczeniami nie pęknąć. Tak się jednak składa, że obliczenia swoje, a lód swoje i dzieciak topi się w lodowatej wodzie. Tyle, mniej więcej, mam do powiedzenia na temat algorytmów i obliczeń. Oczywiście mam świadomość, że to mechanizm obronny. Być może nawet wyparcie. A status Saramonowicza, przyznaję – efektowny.

Albo te argumenty, że wciąż więcej osób umiera w skutek, na przykład samobójstw. Jasne. Zależy tylko w czym upatrujemy źródła lęku.

Większość ludzi boi się po prostu infekcji, a w związku z jej zagrożeniem projektuje na rychły zgon. Myśl samobójcza (jakkolwiek to brzmi) nie infekuje drugiej osoby przez kichnięcie. Więc w zasadzie argument chybiony. Podobnie te wszystkie nowotwory, wypadki drogowe i tak dalej. Statystyki. To jak porównywanie krzesła z samochodem. Dwa różne porządki. Ale kto teraz o tym myśli. Za dwa tygodnie kupowali będziemy wszystko, co nam będą chcieli sprzedać. I obawiam się, że to nie jest metafora. A w kościołach wciąż modlić się będą na potęgę. To ma sens – jeśli zgodzić się z Ernstem Blochem, który powiedział kiedyś, że „nie cud, lecz śmierć jest ukochanym dzieckiem wiary”. Najwidoczniej ciągnie wilka do lasu. I to akurat jest metafora.

W ogóle dużo fragmentów z literatury nawiedza mnie teraz jak staruszka zwykły nawiedzać wspomnienia z podstawówki. Na przykład Sartre pasuje jak ulał. W kontekście pandemii można nadużyć odrobinę jego dobrej woli i przywołać jeden z najbardziej charakterystycznych dla Sartre’e cytatów:

„A więc to właśnie jest piekło. Nigdy bym nie uwierzył… Pamiętacie: siarka, stos, palenisko… Co za żarty! Żadnych palenisk nie trzeba. Piekło to są inni”.

Myślę, że za tydzień większość stojących w kolejkach albo podróżujących miejską komunikacją, jeśli przypadkiem kojarzyło będzie tego typa będzie mogło zgodzić się z nim co do istoty rzeczy. Pomiędzy unikaniem kichnięć i pokasływań, Sartre będzie jak znalazł.

 

thefad.pl