Eliza Michalik, 01.05.2020

 

PiS próbuje zakneblować nam usta

PiS próbuje zakneblować nam usta

 

Kiedy kończy się możliwość krytykowania władzy, kończy się wolność i bezpieczeństwo, a zaczyna się dyktatura.

„Wszyscy, którzy krytykują PiS są zaangażowani politycznie po drugiej stronie politycznego sporu, sprzyjają opozycji” – taki przedziwny „argument” usłyszałam dziś z ust polityka Prawa i Sprawiedliwości. Słowo „argument” biorę w cudzysłów, bo to stwierdzenie nim oczywiście nie jest, warto jednak pochylić się nad takim typem rozumowania, bo ono dominuje dziś po stronie partii rządzącej. Sądzę, że wytyczne speców od politycznego marketingu nakazują działaczom partii Kaczyńskiego powtarzać w kółko to właśnie zdanie i dlatego właśnie warto zatrzymać się i zastanowić, co ono naprawdę znaczy.

Prawdziwa, nie udawana i nie fasadowa demokracja polega przecież właśnie na tym, że ludzie zaangażowani po różnych stronach politycznego sporu mają odmienne opinie i krytykują przeciwników dokładnie za to! Tak więc to, co PiS przedstawia jako koronny argument mający zdezawuować każdego, kto się z nim nie zgadza, jest czymś nie tylko jak najbardziej normalnym, ale wręcz w demokracji pożądanym.

Ponieważ, kiedy kończy się możliwość posiadania i wyrażania głośno własnego zdania, kiedy jest się zaangażowanym po drugiej stronie politycznego sporu i kiedy kończy się możliwość krytykowania władzy, kończy się też wolność i bezpieczeństwo, nie tylko socjalne czy obywatelskie, ale też osobiste, a zaczyna się dyktatura. I wtedy już tylko kwestią czasu jest wyprowadzenie policji, wojska i zaangażowanie służb specjalnych przeciw obywatelom. Tym „zaangażowanym politycznie po stronie opozycji”.

To dokładnie jest najważniejszym miernikiem i probierzem demokracji – czy wolno się nie zgadzać z rządem i jak taka niezgoda i ostra nawet krytyka są przez rząd traktowane. O to właśnie chodzi, że w wolnym kraju każdy może mieć poglądy na każdą kwestię, takie jak mu się podoba i może je swobodnie wyrażać w każdej możliwej formie, z wyjątkiem przemocy. I nie mogą go za to spotykać żadne represje ani prześladowania.

A właśnie prześladowaniami politycznymi są takie słowa, wypowiadane pod adresem oponentów wobec ludzi, którzy z nimi polemizują. Bo jeśli poseł czy minister, premier, prezydent, szef ważnej i wszechmocnej partii lub choćby mianowany przez nią urzędnik państwowy pozwala sobie na lekceważenie, pogardę, dezawuowanie lub groźby pod adresem krytyka linii jego partii – to jest to prześladowanie polityczne: czynność, która ma zastraszyć i zamknąć usta, bo istnieje uprawdopodobnione domniemanie, że taki człowiek spełni swoje groźby. W każdym razie ma do tego narzędzia, a to już będzie dla wielu powód, żeby siedzieć cicho.

Przez stosowaną od kilku lat i skuteczną taktykę powolnego podgrzewania żaby, nawet nie zauważyliśmy, kiedy przekroczyliśmy tę cienką, subtelną linię, dzielącą normalne państwo od kompletnej patologii. Państwo, w którym władza przyjmuje krytykę bez zachwytu, a nawet z niezadowoleniem, starając się jednak dowieść swych racji przekonującym postępowaniem i argumentami, do państwa, w którym za odmienne zdanie dostaje się po prostu po twarzy, traci pracę i wolność – najpierw prawną i obywatelską, a później osobistą. Nie zauważyliśmy, że już od jakiegoś czasu jesteśmy po tej drugiej stronie.

Przypomnę więc na koniec: wolno nam mówić, co myślimy i co nam się podoba, wolno nam nie zgadzać się z władzą i głośno o tym mówić. Wręcz trzeba to robić, ponieważ posiadanie różnych opinii i polemika jest warunkiem normalnej zdrowej debaty publicznej, a tylko z takiej może narodzić się w życiu i osobistym, i społecznym coś dobrego. Politycy, którym daliśmy pracę, nie są żadnymi bogami ani naszymi władcami, tylko urzędnikami, biorącymi pensję, wynajętymi do załatwiania w kraju pewnych spraw. Ich opinia nie waży i nie liczy się bardziej od naszej, bo w państwie prawa każdy, czy premier czy sprzątaczka mają jeden, tak samo ważny głos.

Nie mają prawa nas straszyć, wyzywać, ubliżać nam, mówić, co mamy robić i znęcać się nad nami. Nie mają prawa gardzić nami ani nas okłamywać. Tak jak nie mają prawa fałszować wyborów i łamać Konstytucji.

A jeśli to robią, należy przeciwstawić się im i – oczywiście w ramach prawa – przepędzić, bo nie zasługują na funkcje, które sprawują i sprzeniewierzają się Konstytucji i obywatelom.

 

koduj24.pl