Wyrok TSUE, 16.02.2022

 

Polska i Węgry poległy przed TSUE. Jeśli do tej pory KE miała na nas bata, to teraz ma wielki kij bejsbolowy [ANALIZA]

 

Mechanizm warunkowości, uzależniający wypłatę unijnych środków od przestrzegania praworządności, jest zgodny z unijnymi traktatami. Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) sprawia, że starania polskiego rządu o miliardy euro z unijnej kasy będą jeszcze trudniejsze niż dotychczas. A przecież i do tej pory sytuacja była – eufemistycznie mówiąc – daleka od ideału.

 

To jedna z najważniejszych decyzji dla przyszłości rządu Zjednoczonej Prawicy. Zarówno w skali makro, a więc utrzymania się przy władzy, sprawnego rządzenia państwem, postawienia na nogi polskiej gospodarki po pandemii koronawirusa, jak i mikro, czyli zarządzania napięciami i konfliktami wewnątrz samego obozu rządzącego. A te napięcia po wyroku TSUE niemal na pewno wzrosną.

Polska i Węgry na tarczy

Wyrok unijnego Trybunału nie zaskakuje. Podwaliny pod niego położyła już decyzja rzecznika generalnego TSUE z początku grudnia ubiegłego roku. Campos Sánchez-Bordona oddalił skargę Polski i Węgier, które twierdziły, że powiązanie przestrzegania praworządności z wypłatą funduszy europejskich dla państw członkowskich jest niezgodne z traktatami unijnymi oraz ingeruje w kompetencje rządów państw członkowskich.

Hiszpański sędzia uznał, że wprowadzenie tzw. mechanizmu warunkowości wchodzi w zakres „uprawnień dyskrecjonalnych instytucji Unii i nie można go uznać za oczywiście błędne, gdyż poszanowanie zasad państwa prawnego może mieć fundamentalne znaczenie dla należytego funkcjonowania finansów publicznych i prawidłowego wykonania budżetu Unii”.

Ostateczny wyrok TSUE potwierdził, że implementacja tzw. mechanizmu warunkowości do unijnego prawodawstwa nie koliduje z unijnymi traktatami. Skarga rządów Polski i Węgier została oddalona, a strona polska musi dodatkowo pokryć koszty postępowania. To jednak zdecydowanie najmniejszy problem polskiego rządu w tej sprawie.

Trzy strony problemu

Dla polskiego rządu decyzja TSUE ma szereg poważnych konsekwencji. Zacznijmy od najważniejszej. Wyrok daje Komisji Europejskiej potężne narzędzie nacisku na wszelkie państwa członkowskie, które nie szanują rządów prawa i jednocześnie nie chcą współpracować z Brukselą w celu wyeliminowania efektów dokonanych naruszeń. Dotychczas KE mogła straszyć konsekwencjami politycznymi, nakazywać formalne wyjaśnienia, ewentualnie wszcząć długotrwałe i nieefektywne procedury zapisane w traktatach (np. toczące się od lat wobec Polski postępowanie z art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej). Teraz, przy braku woli współpracy ze strony państwa członkowskiego, Komisja może po prostu zakręcić (ewentualnie odpowiednio przykręcić) kurek z unijnymi pieniędzmi. To rozwiązanie dużo szybsze i znacznie dotkliwsze niż jakiekolwiek dyplomatyczne groźby.

Praworządność, jak definiuje projekt rozporządzenia, bazując na ugruntowanym orzecznictwie sądowym, obejmuje m.in. zasady legalności, demokratyczny i pluralistyczny proces uchwalania prawa, pewność prawa, zakaz arbitralności w działaniu władzy wykonawczej, skuteczną ochronę sądową (w tym dostęp do wymiaru sprawiedliwości), niezależne i bezstronne sądy, niedyskryminację i równość wobec prawa

– tak działanie „mechanizmu warunkowości” objaśniała na łamach Gazeta.pl w listopadzie 2020 roku prof. Justyna Łacny z Politechniki Warszawskiej, prawniczka i ekspertka od prawa europejskiego.

Polska i Węgry nie zgodziły się na pakiet budżetowyWeto Polski i Węgier do budżetu UE, to gra w rosyjską ruletkę [WYWIAD]

W przypadku Polski wyrok TSUE jest podwójnie ważny ze względów strategicznych. Rząd Zjednoczonej Prawicy od wielu miesięcy toczy bowiem batalię z Komisją Europejską o akceptację polskiego Krajowego Planu Odbudowy (KPO), na mocy którego nasz kraj miałby otrzymać 58,1 mld euro (ponad 262 mld zł po kursie NBP z 16 lutego) w bezzwrotnych dotacjach i nisko oprocentowanych pożyczkach. Komisja odmówiła zatwierdzenia KPO ze względu na brak realizacji postanowień TSUE w zakresie likwidacji nieprawidłowo powołanej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.

Środki z KPO to gigantyczne pieniądze w dobie galopującej inflacji i stawiania na nogi europejskich gospodarek po kryzysie wywołanym pandemią koronawirusa. Jednak jeszcze większe środki przypadają Polsce na mocy wieloletnich ram finansowych UE. W tym przypadku mówimy o aż 108 mld euro (ponad 487 mld zł). Te pieniądze mogą w całości albo mniejszej lub większej części nie trafić do Polski ze względu na łamanie praworządności. Przecież spór o Izbę Dyscyplinarną SN to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką jest konflikt Brukseli i Warszawy o poszanowanie rządów prawa.

Groźba wstrzymania przepływu miliardów euro z UE do Polski ma też wymierny wpływ na sytuację PiS-u na krajowym podwórku. Dość powiedzieć, że gros inwestycji zaplanowanych w ramach Polskiego Ładu jest w dużej części współfinansowane z pieniędzy, które do naszego kraju mają trafić dzięki Krajowemu Planowi Odbudowy.

Uszczuplenie budżetu państwa o środki zapisane Polsce w ramach unijnej siedmiolatki mogłoby stanowić gwóźdź do politycznej trumny Zjednoczonej Prawicy. Na początku stycznia OKO.press opublikowało wyniki zamówionego przez siebie badania IPSOS-u, w którym zapytano Polaków o to, kto jest odpowiedzialny za brak miliardów euro z unijnej kasy. 56 proc. respondentów winą obarcza rząd Mateusza Morawieckiego. To wielokrotnie więcej niż Komisję Europejską (18 proc.) czy opozycję (17 proc.).

Pocieszeniem dla Nowogrodzkiej może być to, że elektorat obozu władzy winy upatruje zwłaszcza po stronie opozycji (49 proc.) i KE (40 proc.). Jest to jednak pocieszenie pozorne. Dlaczego? Powód jest prosty: sondażowe wyniki Zjednoczonej Prawicy od dłuższego czasu pokazują, że gdyby wybory odbyły się teraz, to obóz „dobrej zmiany” pożegnałby się z władzą. Konieczne dla niego jest zmobilizowanie nowych grup elektoratu, pozyskanie nowych głosów. Cytowany sondaż pokazuje jeden z kluczowych powodów, dla których nie będzie to zadanie łatwe.

Problemy po wyroku TSUE pojawią się też jednak w skali mikro, a więc wewnątrz koalicji rządzącej. Nie jest tajemnicą, że decyzja unijnego Trybunału (zwłaszcza połączona z faktem, że w tej samej sprawie polski Trybunał Konstytucyjny odroczył termin wydania wyroku) mocno uderza w interesy Solidarnej Polski i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Zmusza bowiem rząd Morawieckiego do ustępstw w kwestii reformy sądownictwa, łagodzenia linii ideologicznej i poszukiwania kompromisu z Brukselą. Wszystko to jest nie w smak Ziobrze i jego środowisku.

O tym, że nadchodzi kolejna runda walki buldogów pod dywanem – zwłaszcza w kontekście koncyliacyjnego, choć mocno niedoskonałego, projektu likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN autorstwa prezydenta Andrzeja Dudy – świadczy chociażby wypowiedź ministra sprawiedliwości tuż po wyroku unijnego Trybunału.

Wyrok TSUE, oddalający skargę Polski na rozporządzenie o mechanizmie warunkowości, to dowód na bardzo poważny polityczny, historyczny błąd premiera Morawieckiego, który wyraził akceptacje na szczycie Brukseli w 2020 roku dla wprowadzenia tego rozporządzenia

– grzmiał Ziobro.

Zbigniew ZiobroZiobro komentuje wyrok TSUE. „Historyczny błąd premiera”

To jest moment historycznych zmian w Unii Europejskiej z obszaru wolności w obszar, w którym będzie można stosować bezprawną przemoc, by odbierać wolność państwom tworzącym Unię Europejską

– kontynuował prokurator generalny. I dodał:

Jest to też potwierdzenie wszystkich obaw, które formułowała Solidarna Polska, sprzeciwiając się zgodzie na wprowadzenie tego rodzaju rozwiązań do europejskiego porządku prawnego

Tylko czekać, aż środowisko Ziobry, obawiając się marginalizacji i obarczenia winą za brak miliardów z UE, zacznie jeszcze ostrzej atakować zarówno premiera, jak i prezydenta. Jarosława Kaczyńskiego mogą więc czekać bardzo trudne tygodnie w kontekście zapanowania nad rozgrzanymi głowami swoich podwładnych i utrzymania kruchej większości w Sejmie. Tymczasem unijnych miliardów jak nie było, tak nie ma i nie będzie.