Jacek Liberski, 16.08.2020

 

16. sie, 2020

Jak Platforma ukręciła sobie pętlę na szyję rękami Jarosława K.

 

Mój świat Solidarności odchodzi. Z każdym rokiem. Teraz też z każdym dniem. 21 postulatów ze Stoczni zamienia się w 21 ostatnich cieni mgły. I to nie tylko za sprawą bulwersującej, moim zdaniem, sprawy ustawy podwyżkowej.

Odszedł Heniu Wujec. Jedna z moich legend młodości. Od 16 roku życia, gdy do mojej świadomości dotarł Czerwiec 80 i później cała Solidarność, Henryk był jednym z tych, dla których warto było oddać się polityce, mając lat 16. Gdy dwa lata temu, na Igrzyskach Wolności w Łodzi, w Klubie 6 Dzielnica (mekka Liberté) przysiadłem się do stolika, przy którym siedzieli Ludka i Heniu Wujcowie, prof. Friszke, Joasia Krauze i Andrzej Saramonowicz z żoną Gosią, za sprawą Wujców łzy niemal mi napłynęły do oczu. Oto usiadłem do stolika z moją legendą. Z początku onieśmielony, z każdą chwilą nabierałem większej odwagi, nie dlatego, że taki odważny jestem, tylko dlatego, że Heniu powodował to skrócenie dystansu.

Gadaliśmy tam wtedy kilka godzin o różnych sprawach. Wujcowie sypali jak z rękawa anegdotami z czasów sprzed Solidarności i potem. Gadaliśmy też o Polsce, tamtej i tej obecnej. Wtedy jeszcze, dwa lata temu, nie mieliśmy doświadczeń ostatnich dwóch lat. Henryk, to właśnie taki Heniu. Jakbyś go znał lata, a przecież poznaliśmy się dopiero co. Moim marzeniem było zaprosić go do Klubu Swobodniej Myśli. Nie udało się.

Więc odszedł. Heniu Wujec, który, jak sądzę, znając jego wypowiedzi w podobnych sprawach, nigdy by nie podniósł ręki w Sejmie za zwiększeniem sobie wynagrodzeń.

Jak to z tym wszystkim naprawdę jest?

No dobrze. Ale mleko się rozlało i to kwaśne jak cholera, więc spróbuję to, co się stało, skomentować najbardziej obiektywnie, jak się tylko da.

Po pierwsze, jedyne, co mnie przekonuje w tej całej sprawie, to to, żeby wynagrodzenia urzędników państwowych i samorządowych oraz parlamentarzystów powiązać z jakimś mechanizmem, aby nie można było już nigdy stosować zagrywek a la Jarosław K. sprzed dwóch lat, gdy ratował wizerunek PiS nadszarpnięty nagrodami, które się należały. Wiadomo, latami wykuwano to, aby wyborca PiS myślał, że politycy tej partii pracują dla Polski i Polaków nie dla kasy. Czy ma to być wynagrodzenie sędziego Sądu Najwyższego, tu akurat bym polemizował. Uważam, że najlepiej byłoby to powiązać ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce. Niby to to samo, ale jednak wygląda lepiej.

I to tyle, co widzę tu dobrego. Z całą resztą nie zgadzam się fundamentalnie i dobitnie. Ale po kolei.

Po pierwsze, nie jest prawdą, że wynagrodzenie prezydenta, premiera, ministra, wiceministra, wojewody, wicewojewody, urzędnika samorządowego czy parlamentarzysty, to jedynie goła pensja. Wszystkie te osoby dostają jeszcze różne dodatki, nie ponoszą kosztów życia jak szary obywatel, dostają pieniądze na mieszkanie (parlamentarzyści spoza Warszawy, którzy nie mieszkają w hotelu sejmowym), są zwolnieni z kosztów przejazdu/przelotu, dostają diety, pieniądze na biura i wreszcie mają kwotę wolną od podatku znacznie wyższą niż każdy inny obywatel (mogą odpisać 30 tysięcy złotych). Wszystko to razem stanowi swoistą wartość dodaną, o której nikt nie mówi. To po prostu korzyści materialne wprost związane z wykonywaną funkcją.

Po drugie. Nie przekonuje mnie argument, że podniesienie wynagrodzeń spowoduje nagle przypływ do polityki fachowców „z rynku”. To według mnie zwykłe mydlenie oczu. Fachowcy do polityki nie idą z powodu niskich plac, a raczej, moim zdaniem, z powodu pewnych ograniczeń wolności własnej. Wchodząc do polityki, musisz zrezygnować z czegoś, co dla wielu ludzi biznesu jest bezcenne – wolności decyzji i myślenia, co określić można swobodą kreatywności. Tego się nie da kupić za żadne pieniądze. Podniesienie uposażeń wiceministrów niczego na tym polu nie zmieni, nie jestem aż tak naiwny.

Po trzecie. Decyzja o wejściu do polityki wiąże się też z innymi plusami, o których nikt nie mówi. To różne spotkania, kolacje, lunche, kawy, uczestnictwo w mediach i tak dalej. Od razu zaznaczę: nie generalizuję, nie wszyscy parlamentarzyści tak żyją, ale przecież nie bądźmy dziećmi. To jest ważny element życia polityka. Od prezydenta począwszy, na pośle czy senatorze skończywszy. Innymi słowy, pewien rodzaj splendoru, to kolejna wartość dodana.

Po czwarte. Milczeniem pominę kwestie w rodzaju: praca posła jest wymagająca, trzeba kupować co chwilę nowe ubrania, jak to wyjaśnił „anonimowy poseł opozycji” portalowi Oko Press. Nie będę się zniżał do tego poziomu i kopał leżącego.

Po piąte i ostatnie. O ile się dobrze orientuję, nie ma żadnego obowiązku bycia politykiem. Nikt nikogo do tego nie zmusza, a skoro to taki ciężki chleb, po co w takim razie się nią zajmować zawodowo? Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że w ten sposób do polityki będą garnąć się same szumowiny i darmozjady. Ale od dawna już większość polityków (nie mówię, że wszyscy), większość polityków, to ludzie o wątpliwym kręgosłupie moralnym, ale tak się akurat składa, że wyborcom od jakiegoś czasu to się bardzo podoba i jak widać po kolejnych wyborach, takich właśnie swoich przedstawicieli chcą mieć. Działa tu mechanizm 500+, prosty i skuteczny, który załatwia wszystko.

Najbardziej znacząca dla PO decyzja od lat.

Ale wrócimy do początku. Mleko się rozlało. Dlaczego i co z tym dalej zrobić?

Po pierwsze, problemem najważniejszym jest to, że Platforma już od dawna nie reprezentuje interesów swoich wyborców. Platforma reprezentuje jedynie wartości, które wyborcom PO są bliskie, a to za mało. To właśnie dlatego tak łatwo wyborcom Platformy powiedzieć, że “już nie będę na nich głosowała/głosował”. Zwłaszcza, gdy partia ta nagle się z tymi wartościami rozmija, jak to miało miejsce w przypadku ustawy podwyżkowej (ekspresowy tryb jej uchwalenia, który to tryb był przez lata przez PO krytykowany).

Po drugie, kompletnie nie ogarniam tego, że opozycja tak prosto i tak idiotycznie dała się rozegrać PiS-owi. Najtragiczniejsze jest to, że wszystkie “joby” nie spadają na PiS (nie dziwi mnie to, wyborcy Zjednoczonej Prawicy łykną każde guano, jakim zostaną poczęstowani – patrz efekt 500+), ale na opozycję, głównie KO. Dziwne nie? Kto by pomyślał, prawda? Przecież politycy opozycji nie mają pojęcia, że ich wyborcami są ludzie, dla których refleksja i krytycyzm, to fundament ich życia. Państwo z opozycji dopiero się o tym przekonało. Wcześniej żadnych takich głosów nie było przecież. PiS rozjechał tu opozycję, zwłaszcza Koalicję Obywatelską wręcz książkowo.

Po trzecie. Skoro to PiS-owi zależało na tym, a przecież wiadomo, że tak, należało ich przycisnąć do ściany. To jest, do cholery, abecadło w negocjacjach i każdy przedsiębiorca, mały, średni, duży, o tym doskonale wie. Gdy konkurent z czymś do ciebie przyłazi, wykorzystujesz to do cna, aby dla siebie ugrać jak najwięcej. To wiedza z I roku studiów licencjackich na kierunku zarządzania. Nawet w uczelniach typu „nie daj się”. Kto w Koalicji Obywatelskiej nad tym myślał, nie mam pojęcia, ale sądząc po efektach – chyba nikt. Co trzeba było zrobić? Postawić sprawę twardo: poprzemy, ale tylko gdy ustawa dotyczyć będzie samorządowców i wiceministrów. W kwestii parlamentarzystów, ze względu na kryzys, przywróćmy zabrane 20%.

Po czwarte. Abstrahując od całej tej szlachetnej gadki o uporządkowaniu spraw w państwie powszechnego bezprawia władzy, jest coś takiego jak sposób i moment podjęcia odpowiednich decyzji. Jako przedsiębiorca nie wyobrażam sobie, aby zarząd firmy podniósł sobie wynagrodzenia nawet o 1% w czasie kryzysu, o którym wiemy tyle, że nie wiemy, jak głęboki będzie. W każdej normalnej firmie coś takiego byłoby nie do pomyślenia, niezależnie od intencji choćby najbardziej szlachetnych. Czegoś takiego, do cholery jasnej, się po prostu nie robi! Taka decyzja oznacza dla firmy jedno – jej rozkład. I to nie tylko ze względu na wzrost kosztów, ale przede wszystkim ze względu na odczucia pracowników. Kiedy polscy politycy zrozumieją tę prostą prawdę, nie wiem. Pewnie nigdy.

Dalej, w tym wątku. Nawet w najbardziej sprzyjających czasach dla firmy podwyżki dla zarządu się jakoś motywuje (oczywiście myślę tu o normalnej firmie, zdrowo zarządzanej). Nie robi się tego cichaczem i pod stołem, tylko jawnie i otwarcie. A poza tym wszystkim robi się rzecz jeszcze jedną – jeśli zarząd podnosi sobie wynagrodzenia o 10%, pracownikom podnosi pensje o 20%. Albo w ogóle zarząd nie podnosi sobie pensji, bo zarząd ma inne profity (patrz wyżej).

Kiedy polscy politycy zaczną rozumieć te proste zasady, nie wiem.

W całej tej sprawie najbardziej bulwersujące jest to, że wyborcy opozycji (mnie nie obchodzą wyborcy PiS, to ich problem, jak to odbierają) potraktowani zostali jak bezmyślna maszynka do głosowania. Ani nikt nie wyjaśnił sprawy przed, ani, co jeszcze bardziej bulwersujące, do dzisiaj nie wyjaśnił tych motywacji szef Platformy – Borys Budka. I tu się czuję, jakbym dostał lewym sierpowym, bo akurat kibicowałem Borysowi bardzo, gdy walczył o przywództwo w PO.

Do dziś przeczytałem w mediach społecznościowych trzy wyjaśnienia. Barbary Nowackiej, Izy Leszczyny i Pawła Kowala. Wyjaśnienia Barbary Nowackiej uważam za skandaliczne a wyjaśnienia Izy Leszczyny za pewną próbę wyjaśnień (chwała jej za słowo “przepraszam”). Najbardziej sensowne były wyjaśnienia Pawła Kowala, rzecz w tym, że wszystkie one są po czasie, a więc ich moc jest znikoma.

Czy Platformę da się jeszcze uratować?

Nie dziwią mnie w ogóle reakcje ludzi wyrażane na Twitterze, Facebooku czy innych kanałach informacyjnych. Koalicja Obywatelska zachowała się w tej sprawie najgorzej jak tylko można było. I to nie tylko ze względu na czas, w którym to się stało, ale przede wszystkim na styl podjęcia tej decyzji.

Co do mnie. Od dwóch dni poważnie zastanawiam się nad swoim dalszym angażowaniem się w politykę. Myślę tu oczywiście o stworzonym wspólnie z Maciejem Laskiem Klubie Swobodnej Myśli, którego ideą jest przedstawianie polityki w nieco inny sposób niż w powszechnych mediach. Temu Klubowi poświęcam prywatny czas, robimy go bez żadnych środków finansowych z zewnątrz, wiem, że jest oglądany od ponad dwóch lat przez coraz większą grupę odbiorców. Szkoda mi tego całego wysiłku włożonego w jego funkcjonowanie. Ważne też jest dla mnie to, że robię go ze wspaniałymi ludźmi. Wiem, że mój partner w tym przedsięwzięciu podejmował dwa dni temu decyzję bardzo trudną. Wiem, z jakimi myślami się bił (nie jest prawdą, że na Klubie zażądano dyscypliny w głosowaniu, ale jedność była dla zarządu partii najważniejsza).

I ta decyzja (a raczej sposób jej podjęcia) nie tylko jego, ale też wielu ludzi Platformy, których znam osobiście, w istotny sposób wpływa dzisiaj na mój osąd w ważnych dla mnie kwestiach. Tą decyzją czuję się osobiście dotknięty, bo jest to środowisko polityczne, z którym (w sensie wyborcy) jestem od lat trzydziestu. Stale, niezmiennie i na przekór wszystkiemu.

Tak się nie traktuje swoich najwierniejszych wyborców, a jest ich całe mnóstwo. Ta sprawa nie przyschnie za kilka dni, ta sprawa będzie się ciągnąć długo i na 100% zaważy na przyszłości tej formacji politycznej. Są błędy, o których się pamięta i miesięcy ciężkiej pracy wymaga ich naprawa, wiem to z osobistych doświadczeń. Powtarzam raz jeszcze – nie o zasadność tych zmian chodzi, a o sposób i czas ich podjęcia. Przede wszystkim sposób. A ten był wręcz karygodny. Zaś odpowiedź na pytanie postawione wyżej, znajdziemy w najbliższych dniach.

Good night and good luck Państwu.

 

 

jacekliberski-blog.simplesite.com