Chlabicz-Polak, 21.05.2020

 

Biznes i medycyna

Biznes i medycyna

 

Maseczki będziemy nosić nie tyle, ile sugerują wirusolodzy, ale tak długo, aż znajomy ministra Szumowskiego sprzeda wszystkie zapasy?

Atak złośliwego koronawirusa zebrał śmiertelne żniwo nie tylko wśród zakażonych. Jeden po drugim padają też przeróżne „autorytety”. Wielkie straty w tej dziedzinie odnotowała zwłaszcza ekonomia, ale również medycyna.

Dla tej grupy ekspertów bardziej niebezpieczna i mocniej zaraźliwa niż wirus – bohater aktualnej epidemii – okazała się chyba polityka. Infekcja bakcylem władzy nie powoduje u nich trudności w oddychaniu, ale za to wydaje się utrudniać racjonalne myślenie i skuteczne korzystanie z wiedzy popartej dyplomami. Weźmy przypadek ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.

Jego podkrążone oczy coraz wyraźniej świadczą nie tyle o przepracowaniu, co – zdaje się – o ciężkim przypadku politykemii. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, co deklaruje publicznie w sprawie – na przykład – noszenia masek ochronnych.

Jeszcze w marcu, w słynnym już wywiadzie dla Radia Zet, śmieje się z tych nieszczęsnych masek do rozpuku, aby już w tydzień potem zmienić zdanie, na początek w odniesieniu do pracowników służby zdrowia. Niedługo później  wydaje zalecenie obowiązkowego zamaskowania wszystkich obywateli, od Odry do Bugu we Włodawie, które ma potrwać – co pan minister ogłasza w telewizji – aż zostanie wynaleziona skuteczna szczepionka. Co – jego zdaniem – oznacza mniej więcej dwa lata. Ale to chyba też nieaktualne. Bo z ministerstwa dochodzą słuchy, że zostaniemy powszechnie zdemaskowani już za jakieś dwa tygodnie.

Teraz narasta podobny zamęt z testami. Według resortu zdrowia, najpierw były niepotrzebne, potem już potrzebne, ale zawodne, chwilę później  i potrzebne, i skuteczne, ale medycy coś ich – wbrew zaleceniom ministerstwa – nie chcieli stosować, aż wreszcie są i oni chcą, tylko ponoć nie ma ich gdzie testów kupić i trzeba aż z Korei po znajomości sprowadzać. A to trwa, bo Korea daleko…

Albo wybory. Jednego dnia można głosować tradycyjnie, a kolejnego już nie, bo to niebezpieczne dla zdrowia się zrobiło, overnight. I będzie takie jeszcze przez dwa lata. Niemniej chwilę później pan minister popiera ustawę, która je dopuszcza za mniej więcej dwa miesiące. Dziwnie posłuszne zmiennym opiniom ministerstwa są też statystyki dziennych przypadków zakażeń i zgonów, które płynnie dostosowują się do zmieniających się planów partii aktualnie rządzącej. Bo partia się wirusowi nie kłania i jej minister też.

Ministerstwo miota się również w kwestii wychodzenia z pandemii. Coś tam się zamyka, a potem zaraz otwiera. Coś ciągle jest zabronione, ale może jednak zostanie dozwolone, tylko nikt nie wie, kiedy i na jakich zasadach.

Ale to nie braki we wiedzy medycznej ministra powodują – jak się zdaje – to całe zamieszanie. Bo po ostatnich śledztwach dziennikarskich i interwencjach polityków opozycji stało się jasne, że wystawianie na szwank autorytetu medycyny to desperacka ochrona interesów własnych i rodziny doktora Szumowskiego.

Tak się jakoś bowiem składa, zapewne zupełnym przypadkiem, że najbliższe otoczenie ministra robi na pandemii wielomilionowe interesy. Toteż całkiem prawdopodobne, że maski będziemy nosić nie tyle, ile sugerują wirusolodzy, ale tak długo, aż znajomy ministra sprzeda wszystkie zapasy.  Co może nastąpić za wspomniane wyżej dwa tygodnie. Testy będziemy zaś robić tak długo aż – cóż za zbieg okoliczności –  inny znajomy znajomego doktora Szumowskiego z Poznania w końcu sprowadzi je z Korei. Bo owszem,  zgłosili się inni dostawcy i producenci, ale pan minister ich nie zna, więc nie ma do nich zaufania. A w leczeniu zaufanie lekarza to podstawa sukcesu.

Na remdesivir, pierwszy skuteczny lek na Covid-19, też pewnie poczekamy aż jakaś bliska ministrowi, a więc godna zaufania osoba zdobędzie kontrakt na jego sprowadzenie z USA. I ze szczepionką również – można się spodziewać – będzie podobnie. A już pan profesor dopilnuje, żebyśmy nie opuścili domów, zanim wszyscy nie zaszczepimy się pod rygorem kary administracyjnej w wysokości 30 000 zł, do natychmiastowej egzekucji.

W końcu po to – zdaje się – była „Ustawa Antycovidowa” z jej słynnym już paragrafem 6, gwarantującym politykom u władzy bezkarność w robieniu na zarazie kokosowych biznesów. Nie będą przecież narażać życia i dobrego imienia za bezdurno.

A dobro pacjentów? Autorytet medycyny? To marudzenie starych elit, które muszą ustąpić miejsca nowym standardom moralnym. Poza tym Hipokrates, ten od przysięgi, w sumie do niczego w życiu nie doszedł.  Taki to by się dzisiaj nie nadał nawet na referenta w ministerstwie zdrowia PiS-u.

 

koduj24.pl