Chlabicz-Polak, 18.01.2020

 

Konsultacje, czyli gadanie do obrazu

Prawdziwy Polak

 

„Prawdziwy Polak” to taki, co na pytanie, ile jest dwa plus dwa odpowiada –„a ile prezes powiedział, że ma być?”.

Ręce opadają. Już nie wiadomo, jak tłumaczyć najprostsze sprawy, żeby ci wszyscy krzykacze, panikarze i defetyści zrozumieli chociaż trochę. Do wyjaśniania, co i jak zabrali się już nie tylko politycy obozu władzy, zastępy ich panegirystów w mediach publicznych oraz tych już zrepolonizowanych, a do tego jeszcze wolontariusze z ambon w całym kraju. Ale mów tu do takich, co nie rozumieją polskiej mowy, choć wciąż mienią się – nie wiedzieć czemu – Polakami.

Bo  jak tak można najprostszych rzeczy nie rozumieć. Przecież minister-magister, rząd z premierem i nawet sam pan prezydent nie raz już tłumaczyli, dlaczego ustawa przez opozycję nazwana złośliwie „kagańcową” jest niezbędna, by Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Toteż – żeby nie wiadomo co – zostanie wprowadzona. Tyle w temacie. A reszta to tylko przelewanie z pustego w próżne.

Przecież partia aktualnie rządząca od początku kierowała się jasno wyłożoną Narodowi zasadą: „Nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne-czarne”.

Nigdy dość o tym przypominać, skoro niektórzy – opozycja w Senacie, publicyści, nieliczne wielkomiejskie „elity” oraz urzędnicy z Brukseli, wciąż nie chcą o tym pamiętać. A to jest klucz do wszystkiego. Więc najwyższa pora przyjąć do wiadomości, że jedyne, co się teraz liczy, to ani logika, ani nawet matematyka, tylko wola  pana prezesa. A gadać, to sobie można co się komu żywnie podoba i ślina na język przyniesie. Można opowiadać przysłowiowe głupoty, kręcić, ściemniać i wreszcie łgać w żywe oczy, zaprzeczając faktom, ku tym większej radości mocodawców. To niczego nie zmieni.

Nie zmieni, bo kuglarze i handlarze tych słów pozbawionych sensu i znaczenia czują się silni poparciem szefa i „twardego elektoratu”, więc będą stawać w nieprawdzie przeciw całemu światu tak długo, jak będą pewni poparcia „Polaków”.

Co biorę w cudzysłów, bo dla partii rządzącej Polacy, to coraz bardziej ci i tylko ci, dla których np. 12 procent równa się… zero. Bo o tyle wzrosły rachunki za prąd, które miały nie rosnąć w ogóle, na co dał słowo zarówno premier, jak i – wielokrotnie – minister Sasin. Więc ten ostatni przekonywał kilka dni temu, że te 12 procent to w zasadzie „tyle, co nic”. No i Polacy nie odczują skutków podwyżki, dostaną bowiem rekompensaty. Ale tylko ci z pierwszego progu podatkowego (skąd prosty wniosek, że prawdziwy Polak to ten, co zarabia poniżej średniej krajowej). Jak coś w statystykach spada (na przykład dzietność) to „Polacy” wierzą, że rośnie. Jak rośnie – jak historycznie wielki import węgla z Rosji – i tak uważają, że spada. Albo – jak ostatnio poseł Cymański – że mamy kapitalizm. Generalnie – „prawdziwy Polak” to taki, co na pytanie, ile jest dwa plus dwa odpowiada –„a ile prezes powiedział, że ma być?”

No, ale mamy przecież do czynienia z elektoratem partii, która od wyborów twierdzi uparcie, że 18 procent głosujących  to „większość Polaków”. Teraz to jest ich już zresztą prawie połowa z tych, co mają w dowodach wpisane polskie obywatelstwo. Ale nad resztą to partia będzie się jednak musiała zastanowić.

Już powoli rozluźnia ich związek z polskością, bo „prawdziwy” Polak to przecież rozumie „swoich” polityków bez słów. Jemu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego sędzia Juszczyszyn jest zły, a sędzia Piebiak dobry. On sam z siebie takie rzeczy czuje i rozumie. Nie strzępi języka po próżnicy, kiedy partia robi, co robi. Bo wierzy, że tak trzeba.

Nie słucha karkołomnych uzasadnień dla tej czy innej ustawy, bo one są przeznaczone wyłącznie dla nie-Polaków, którzy zresztą – jak już była mowa na wstępie – i tak nie są w stanie niczego zrozumieć. A najbardziej tego, że u nas sami załatwiamy po swojemu swoje polskie sprawy. Gadanie jest zaś dla byłych  elit, skorumpowanych i podzielonych na kasty! Unii im się zachciewa. Normalności i Zachodu… A tu jest Polska! Prawdziwy Polak wierzy, że tak właśnie ma być. Wierzy też – chyba – w rządową logikę, a nawet rządową arytmetykę! Oraz w rządowe „wartości”.

Czy to się może zmienić? Być może. Ale chyba nie wcześniej, niż kiedy inflacja  podniesie się do dwudziestu paru procent, co – zdaniem ministra Sasina – będzie znaczyło, że wcale nie wzrosła, a „wyjątkowo korzystny dla Polski budżet unijny wynegocjowany dla Polaków przez dobrą zmianę” wyniesie „najwięcej w historii”.  Czyli  dokładnie zero.

 

koduj24.pl