Kidawa 2020 2, 29.02.2020

 

„Kobieta z Ursusa” idzie po prezydenturę. Kidawa-Błońska stanie się Dudą z 2015 roku? [ANALIZA]

Nie było to może kampanijne Hollywood, ale politycy Platformy Obywatelskiej dotrzymali słowa – na konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, w odróżnieniu od niedawnej konwencji Andrzeja Dudy, nie zabrakło konkretów. Sama konwencja była zaś chyba najlepszą, jaką Platforma zorganizowała od momentu utraty władzy w 2015 roku.

– Wszystko wskazuje na to, że przyszedł czas. Przyszedł czas na to, żeby prezydentem Polski została kobieta z Ursusa – nieco żartobliwie swoje kilkudziesięciominutowe wystąpienia zaczęła wicemarszałkini Sejmu.

Później śmiechów było już mniej, za to konkretów więcej. Zgodnie z tym, co pisaliśmy na Gazeta.pl, Kidawa-Błońska zaprezentowała filary swojej prezydentury. Wszystkie odnoszą się do kwestii bezpieczeństwa Polek i Polaków, co wyraźnie podkreśliła zresztą sama kandydatka. – Bezpieczeństwo rozumiane bardzo szeroko, obejmujące skuteczną ochronę zdrowia, dobrobyt i przyjazne państwo, przyjazne środowisko, nowoczesną armię i sojusze. Bezpieczeństwo oparte na wartościach i wspólnocie. Polskiej nauce, kulturze – wyjaśniła Kidawa-Błońska.

Platforma przechodzi do ataku

Tym samym Koalicja Obywatelska wraca do sprawdzonego, choć niewykorzystanego, zagrania z przeszłości. Niedalekiej przeszłości. Na Forum Programowym w lipcu ubiegłego roku Platforma próbowała już postawić diagnozę niedziałającego i niewydolnego państwa. Chorego pacjenta, któremu potrzebna jest kuracja. Kuracja, którą ma jej zapewnić – a jakże! – Koalicja Obywatelska. Był to świetny pomysł, bo punktował Prawo i Sprawiedliwość tam, gdzie jest ono najsłabsze, mimo że udaje najsilniejsze. Uderzał w wizerunek państwa dobrobytu, które nikogo nie zostawia z tyłu i wyrównuje szanse.

Tutaj mamy pewnego rodzaju déjà vu. Kidawa-Błońska przedstawia wizję Polski, w której obywatele nie mogą czuć się bezpiecznie, bo państwo nie domaga. Nie domaga na wielu kluczowych płaszczyznach. Służba zdrowia jest niewydolna, kryzys klimatyczny bagatelizowany, a sądy, policja i armia upolitycznione. Jednocześnie, w tym wszystkim bardzo rzadko padają słowa: „PiS”, „Nowogrodzka”, „rząd”, „dobra zmiana”. To coś nowego w przekazie Koalicji Obywatelskiej, która dotychczas była znana raczej z powtarzania siermiężnych zaklęć o złym PiS-ie, których wszyscy mieli już serdecznie dosyć i które, co najważniejsze, były kompletnie nieskuteczne.

Na korzyść Kidawy-Błońskiej i Koalicji Obywatelskiej przemawia też to, że swoją diagnozę przedstawili nie ustami opatrzonych polityków czy partyjnych działaczy, których wiarygodność zawsze budzi wątpliwości. O problemach Polski i Polaków mówili zwykli ludzie – ci poszkodowani przez system, ci od lat zmagający się z państwem, ci walczący na co dzień o małe zmiany na lepsze. I tak o policji opowiadał ojciec skatowanego w jednym z wrocławskich komisariatów Igora Stachowiaka, o upolitycznieniu armii mjr Adrian Tomaszkiewicz, o problemach służby zdrowia chora na raka Katarzyna Migdal i jej ojciec Marek, o partyjnym sterowaniu wymiarem sprawiedliwości Sebastian Kościelnik (kierowca Fiata Seicento, który miał stłuczkę z rządową kolumną Beaty Szydło), o kryzysie klimatycznym działa ekologiczny Józef Drzazgowski, a o rodzinie mąż kandydatki Jan Kidawa-Błoński. Przemówienie tego ostatniego pokazało samą Kidawę-Błońską z zupełnie nieznanej dotąd strony. Usłyszeliśmy m.in. o tym, jak sprzedała drogocenny pierścionek po swojej babci, żeby pomóc mężowi sfinansować jeden z jego filmów.

Kluczowe pytanie od strony Platformy brzmi: czy tym razem sztab i kandydatka zdołają utrzymać narrację, którą narzucili. W kampanii parlamentarnej pokpili sprawę koncertowo, bo po świetnym początku rzucili się w wir bieżącej walki politycznej i jałowych przepychanek z PiS-em, zupełnie odpuszczając swój przekaz, swoje propozycje i swoją wizję Polski. Jednocześnie wypuszczając PiS z narożnika, w którym się znalazło. Popełnienie tego samego błędu po raz drugi w tak krótkim czasie zakrawałoby na sabotaż.

Nieoczekiwana zamiana miejsc

Politycy Platformy i sztabowcy Kidawy-Błońskiej przed konwencją obiecywali, że nie zabraknie w jej trakcie konkretów. Właśnie konkrety, a nie spektakularna audiowizualna forma, miały być znakiem rozpoznawczym sobotniej imprezy. Miało to stanowić kontrast wobec niedawnej konwencji Andrzeja Dudy, w której poza przepychem i „amerykańskim stylem”, nie było praktycznie nic.

Tymczasem Kidawę-Błońską na pewno będzie o co pytać i ewentualnie z czego rozliczać. W hali Global EXPO padło bowiem kilka istotnych zapowiedzi, a nawet obietnic wyborczych. Kandydatka zobowiązała się m.in. do złożenia projektu ustawy umożliwiającej leczenie ciężko chorym dzieciom „niezależnie od miejsca zamieszkania i statusu materialnego”. Wicemarszałkini Sejmu chciałaby też zwiększenia finansowania służby zdrowia do 6 proc. PKB już w 2021 roku. Kidawa-Błońska sięgnęła też po flagowy pomysł PSL i obiecała seniorom emeryturę bez podatku. Obiecała też, że jeśli zostanie prezydentem, wzmocni rangę Rady Dialogu Społecznego i Rady Bezpieczeństwa Narodowego, które jej zdaniem urzędujący prezydent mocno zmarginalizował. Wreszcie planuje powołanie Rady Bezpieczeństwa Klimatycznego i Rady Bezpieczeństwa Informacyjnego. Ta ostatnia zajmowałaby się cyfrową edukacją najmłodszych oraz walką z hejtem i dezinformacją w sieci. Jednocześnie kandydatka Koalicji Obywatelskiej, jak niegdyś Grzegorz Schetyna, wyraźnie zapewniła, że „nic co dane nie będzie odebrane”, nawiązując do programów socjalnych obecnej władzy.

Chociaż wystąpienie Kidawy-Błońskiej było o co najmniej jedną trzecią za długie, ratuje je to, że znalazł się w nim wyraźny zarys ewentualnej prezydentury. Chociaż pod względem formy konwencja nieznacznie, ale jednak ustępowała pola tej Andrzeja Dudy, to pod względem treści, zgodnie z zapowiedziami, zostawiła ją wyraźnie w tyle. Dwójka głównych kandydatów do fotela prezydenta ma zgoła odmienne strategie walki o głosy wyborców. Urzędujący prezydent przekonuje o czasach prosperity, stabilizacji i świetlanej przyszłości. On ma być dalszym tego gwarantem. Nie kreśli nowych wizji, nie wytycza nowych celów, nie składa nowych obietnic. Kidawa-Błońska stawia natomiast diagnozę państwa, które wymaga naprawy, bo w kluczowych dla obywateli obszarach mocno szwankuje. Ona ma być tą, która tej naprawy dopilnuje.

Do złudzenia przypomina to kampanię prezydencką z 2015 roku, tyle że kandydaci dwóch największych partii politycznych zamienili się miejscami. Duda jest obrońcą status quo, a Kidawa-Błońska apostołem zmiany. Jeśli oboje utrzymają ten kurs do maja, rzeczywiście może być tak, jak życzyliby sobie politycy Platformy. Tak, jak w zamykającym konwencję Kidawy-Błońskiej „Krakowskim spleenie” Maanamu.

Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz

 

gazeta.pl