Glapiński, 12.02.2024

 

Jest decyzja w sprawie Adama Glapińskiego. „Zapadła na najwyższych szczeblach władzy” [TYLKO U NAS]

12.02.2024

 

Po niby-niezatapialnych szefach CBA Kamińskim i Wąsiku, prezesie Orlenu Obajtku koalicja bierze na cel kolejny symbol rządów Zjednoczonej Prawicy – Adama Glapińskiego.

Rozliczenie prezesa NBP za upolitycznienie banku centralnego i dopuszczenie do drożyzny było jednym z żelaznych punktów wyborczych Donalda Tuska. – Wyprowadzę gościa z NBP. On jest nie tylko niekompetentny, nie tylko nieprzyzwoity w tym, co robi, ale jest też nielegalny – przekonywał na jednym z wieców lider Platformy.

Nie zraził go pomruk niezadowolenia, który przeszedł przez NBP i cały rynek finansowy. Jak to wyprowadzi? Przecież NBP ma zagwarantowaną konstytucyjną niezależność od rządu i parlamentu. Postawienie Glapińskiego przed Trybunałem wpisano na listę 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządu.

Prezes NBP ostrzegł, że będzie się bronił na całym świecie. Ale odpowiedzi na jego listy-skargi do Banku Światowego i Europejskiego Banku Centralnego, który chroni banki centralne przed politycznymi naciskami rządów i parlamentów, okazały się niewypałami. Bank Światowy nie zajmuje się takimi sprawami. Szefowa EBC Christine Lagarde napisała zaś, że Glapiński może ewentualną uchwałę Sejmu o postawieniu go przed Trybunałem Stanu skierować do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i poprosić, by ocenił jej zgodność z prawem…

Plan ekipy Tuska się nie zmienił. – Tak jak było powiedziane: Glapiński ma stanąć przed Trybunałem Stanu. Decyzja zapadła na najwyższych szczeblach władzy – dowiaduję się z dobrze poinformowanego źródła.

Wniosek według naszych informacji przygotowują posłowie PO Zdzisław Gawlik i Janusz Cichoń. Obydwaj odmawiają rozmowy na ten temat.

Wniosek o postawienie Glapińskiego przed Trybunałem Stanu przygotowują dla Sejmu posłowie PO Zdzisław Gawlik i Janusz Cichoń. „Newsweekowi” mówią, że pracują „nad oceną działalności prezesa”

– Mogę jedynie powiedzieć, że pracujemy nad oceną działalności prezesa Glapińskiego – mówi Gawlik, wiceminister skarbu w poprzednich rządach PO i wiceprezes spółki PGE Energetyka Jądrowa, która zajmowała się programem budowy elektrowni atomowych.

Czego miałaby dotyczyć ocena Glapińskiego ani terminu jej zakończenia poseł nie ujawni, bo „to są informacje wrażliwe i mogą być wykorzystane do ewentualnej obrony”.

Równie tajemniczy jest Janusz Cichoń, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów poprzedniego rządu PO, po raz piąty wybrany do Sejmu. Na pytanie, czy zapowiedzi postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu są aktualne, odpowiada: – To nie są zapowiedzi, z których realizacji się rezygnuje. Nie powiem, na jakim one są etapie.

Gdy Cichoń i Gawlik przygotują wniosek, musi go poprzeć przynajmniej 115 posłów, by sprawą zajęła się sejmowa komisja odpowiedzialności konstytucyjnej. Przewodniczy jej od niedawna Kamila Gasiuk-Pihowicz z KO, a koalicja ma w niej 9 na 15 głosów.

Komisja może prowadzić działania przypominające śledztwo, wolno jej wzywać osoby do składania zeznań i domagać się od instytucji udostępniania dokumentów źródłowych, które byłyby przydatne do merytorycznej oceny pracy prezesa. A tu książka skarg i wniosków powoli zmienia się w księgę.

Według naszych źródeł posłowie KO chcą ocenić całokształt działalności prezesa, nie tylko jako osoby, która ślubowała dbać ponad wszystko o stabilność złotego i być niezależna od polityki, ale również jako szefa dużej instytucji, która zatrudnia ponad 3 tys. osób.

– Sprawdzane będzie wszystko, od kwestii obyczajowych i informacji, że prezes Glapiński potrafi być przykry dla kobiet, które mu podlegają, po relacje pracownicze – mówi nasz informator. Jego zdaniem na naruszenie praw pracowniczych mieliby wskazywać nawet ludzie zatrudnieni w kontroli wewnętrznej NBP. „Bardzo rozwojowy” ma być też spór prezesa z Pawłem Muchą, prawnikiem z Kancelarii Prezydenta, który znalazł zatrudnienie w zarządzie NBP.

To Mucha oskarżył prezesa w portalu X, że nie wykonuje swoich obowiązków, nie udostępnia członkom zarządu NBP protokołów z posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej, a relacje z posiedzeń zarządu są protokołowane wybiórczo.

Paweł Mucha nie chce się wypowiadać o konflikcie z Glapińskim. Odsyła do obfitej lektury wpisów na portalu X.

Osoba z otoczenia Muchy: – Paweł nie spodziewał się, że w tym sporze zaatakują go Salon24, wPolityce czy niezalezna.pl. Dla niego to był zimny prysznic, ale chyba potrzebny. On ma kompetencje w sprawach prawnych, administracyjnych i zarządczych i zgłaszał zastrzeżenia Glapińskiemu. Najpierw ustnie, potem wstrzymywał się podczas głosowań w zarządzie na różne tematy, aż zaczął głosować przeciw. Wtedy prezes pozbawił go nadzoru nad trzema departamentami i premii. A cały konflikt sprowadził do sporu o pieniądze z niezbyt kompetentnym pracownikiem.

– Spór jest wyłącznie o nagrody i premie. To cała prawda, reszta to didaskalia. Banalne, nie ma żadnego podziału, żadnego konfliktu. Członków zarządu jest dziewięciu, jeden jest niezadowolony z wynagrodzeń — mówił Glapiński na konferencji prasowej w grudniu 2023 r.

Po nim doszło do spotkania prezesa z Muchą i oficjalnego wyciszenia emocji, bo „Bank jest najważniejszy”.

– Ale nic się nie zmieniło – mówi nasz informator z NBP. – Glapiński działa jak poprzednio. A Mucha nie rezygnuje z dochodzenia swoich praw, miał złożyć do sądu już drugi pozew.

Skarży się na bezprawne pozbawianie go prawa głosu i nierówne traktowanie. Domaga się wypłaty zaległych premii, których wysokość szacuje na 140 tys. zł, i zapewnia, że w razie wygranej znacząco wesprze Hospicjum im. św. Jana Ewangelisty w Szczecinie oraz Fundację Małych Stópek.

Pozew liczy podobno kilkadziesiąt stron. Mucha nie chce o nim rozmawiać, sąd kilku redakcjom odmówił wglądu w dokumenty. Serwis wPolityce ujawnia jednak, że Mucha skarży się na odebranie mu nadzoru nad departamentami NBP, ograniczanie możliwości udziału w wywiadach, konferencjach i uroczystościach, np. w otwarciu tunelu pod Świną. Zarząd NBP miał poprzez specjalną uchwałę odebrać mu samochód służbowy z szoferem, nie przedłużyć umowy z jego sekretarką. Mucha miał też nie dostać zgody na pracę zdalną w wakacje.

Osoba znająca sprawę: – Obniżka premii była skutkiem, nie przyczyną sporu z Glapińskim. Mucha zarabia godziwe 15 tys. zł netto, ale to mniej niż dyrektorzy departamentów NBP. Nie może wykonywać zawodu adwokata, bo ma etat w NBP. A po upadku jego relacji osobistej z Glapińskim spotkały go nie tylko finansowe szykany. Gdy gdzieś wyszedł, rzekomo mu zalało gabinet. Rzekomo, bo od innych osób wiem, że sprzątaczka odkurza w jego gabinecie i nie widać tam śladów zalania. Ale Mucha siedzi w zastępczym gabinecie i – jak mówi różnym osobom – nie ma dostępu do sejfu, w którym trzymał dokumenty.

– On ma odpowiednią wiedzę i może nią się podzielić, gdy zgłosi się do niego jakaś instytucja – komisja odpowiedzialności konstytucyjnej, a może prokuratura – mówi nasze źródło z NBP. – Co mógłby jeszcze ujawnić? Na pewno może mieć informacje na temat krążącego po mediach tak zwanego sześciopaku – listy sześciu fundamentalnych zastrzeżeń prawnych do działań Glapińskiego i zarządu NBP.

Anonimowy autor/autorzy wystąpili w roli niejako adwokata diabła – liście możliwych zarzutów stawianych Glapińskiemu przypisali możliwe argumenty, które miałyby je obalić.

Główny zarzut to upolitycznienie banku centralnego. Konstytucja mówi: „Prezes NBP nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością urzędu”.

Glapiński musiałby więc wytłumaczyć się z peanów na cześć poprzedniego rządu, które wygłaszał podczas konferencji prasowych. I nieskrywanej niechęć do ówczesnej opozycji. Przecież prezes zarzuty wielu ekonomistów, że sprzyja rządowi Morawieckiego kosztem dbania o stabilność złotego, zrzucał na karb ich braku wiedzy, wykształcenia, złej woli lub wręcz braku patriotyzmu.

Wyjaśnień wymaga program dobrowolnych odejść pracowników z NBP w 2023 r. Czy nie stworzono w ten sposób setek miejsc pracy dla zwolenników PiS na wypadek przegranych wyborów? Jakie kompetencje mają zatrudnieni w banku politycy: starzy druhowie Kaczyńskiego: Wojciech Jasiński i Adam Lipiński, minister Artur Soboń, były dziennikarz TVP Damian Diaz i wielu innych.

Pozostałe pięć zarzutów to już kaliber nie tylko na rozprawę przed Trybunałem, ale niewykluczone, że również dla prokuratury. Wyjaśnienia wymagają zakupy przez NBP podczas pandemii i po niej obligacji rządowych, Polskiego Banku Rozwoju oraz Banku Gospodarstwa Krajowego. Czy nie było to finansowanie bieżących wydatków państwa poza budżetem państwa? Kto o tym zdecydował? Czy była dyskusja i uchwała zarządu NBP w tej sprawie? Czy decyzję podjął sam Glapiński? Czy wystąpił wcześniej z pytaniem do Trybunału Konstytucyjnego?

Konstytucja wyraźnie wskazuje (art. 219 ust. 1), że całość wydatków państwa ma być ujęta w budżecie państwa. Tu ewentualna odpowiedzialność karna za przekroczenie uprawnień miałaby dotyczyć w takim samym stopniu prezesa NBP, premiera Morawieckiego, prezesa PFR Pawła Borysa i prezes BGK Beaty Daszyńskiej-Muzyczki.

Kolejną sprawą byłoby wyjaśnienie, czy prezes Glapiński nie wprowadził organów państwa w błąd. W sierpniu lub wrześniu 2023 r. miał wysłać odręcznie napisany list do Ministerstwa Finansów, że NBP przekaże do budżetu 5 mld zł swojego zysku. Dzień potem miał w kolejnym piśmie zmienić kwotę na 6 mld zł. Tę wartość poprzedni rząd wpisał do projektu ustawy budżetowej na 2024 r.

Czy te liczby mają potwierdzenie w prognozach jakiegokolwiek departamentu NBP lub zarządu? Czy też prezes przeprowadził sam jakieś kalkulacje? Bo zamiast zysku NBP ma potężną stratę w 2023 r. i nie zasili państwowej kasy.

Wyjaśnień wymaga też współpraca prezesa z zarządem NBP i Radą Polityki Pieniężnej. Kodeks karny za przekroczenie uprawnień uznaje zmiany zapisu istotnej informacji lub znaczne utrudnianie osobie uprawnionej zapoznania się z nią. A wybrani przez Senat członkowie RPP dawno skarżyli się na nierówny dostęp do informacji i analiz NBP oraz że prezes odmówił zwołania posiedzenia rady mimo wiążącego wniosku trzech jej członków. Na współpracę z prezesem skarżył się też Paweł Mucha.

Problemem jest też utrudnianie przez Glapińskiego dostępu do informacji publicznej oraz zaniechanie ochrony informacji tajnych.

Niektórzy członkowie RPP łamią tajemnicę państwową i ujawniają publicznie przebieg posiedzeń rady – kto i jakie wnioski składał oraz jak głosował w sprawie zmian stóp procentowych.

Zarząd NBP nie dostrzegał tych zdarzeń, a informowany o nich odmawiał wszczęcia działań. Zawiadomienie do prokuratury złożyła w tej sprawie Joanna Tyrowicz z RPP, po wystąpieniu innej członkini rady Gabrieli Masłowskiej w Radiu Lublin.

Przy okazji na liście ewentualnych pytań komisji odpowiedzialności konstytucyjnej mogłyby znaleźć się te całkiem proste. Ile czasu trwają cotygodniowe zarządy NBP? I czy to prawda, że kilkanaście minut? I czy odbywają się w trybie obiegowym, żeby nie było dyskusji ani śladów po niej? Czy prezes zabiegał u prezydenta, by zatrudnić w zarządzie NBP byłego prezesa Orlenu Daniela Obajtka?

Gdy komisja odpowiedzialności konstytucyjnej zbada sprawę, rekomenduje Sejmowi, czy oskarżyć Glapińskiego o łamanie konstytucji, czy nie. Jeśli tak, do akcji wkroczyłby Trybunał Stanu.

Glapiński zorientował się, że już na czas rozprawy byłby zawieszony w sprawowaniu funkcji prezesa. A samo wszczęcie rozprawy wymaga większości, którą z naddatkiem koalicja dysponuje.

Oficjalnie zapowiedział, że nie odpuści i będzie kierował bankiem przy pomocy wiceprezes NBP Marty Kightley.

Salwę ostrzegawczą w kierunku rządu oddał też członek RPP Ireneusz Dąbrowski (zawsze głosuje jak prezes NBP). W wywiadzie dla „Gazety Bankowej” w styczniu ostrzegł, że NBP może sprzedać część swoich obligacji covidowych na rynku. Ich wartość to aż 144 mld zł. To byłaby fatalna wiadomość dla rządu, bo oznaczać będzie wzrost rentowności papierów skarbu państwa i potężne problemy z zaspokojeniem potrzeb pożyczkowych budżetu. A to mogłoby pogrążyć finansowo nowy rząd.

Koło ratunkowe prezesowi NBP rzucił też Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej. Zajął się przepisami, którymi nikt nie interesował się przez 40 lat, i uznał, że wniosek o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem powinno jednak poprzeć 2/3 składu Sejmu (tak jak w przypadku premiera i ministrów). Za niekonstytucyjny uznał zaś przepis, by zawieszać prezesa NBP na czas postępowania przed Trybunałem.

Glapiński zapewnia, że nie ma żadnego konfliktu z rządem. Nie ma mowy o wyprzedaży obligacji, które kupił w czasie pandemii. 6 mld zł, które miał przekazać do budżetu, to nieporozumienie, bo gdy obiecywano tę kwotę, to NBP miał mieć zysk, ale on stopniał na skutek umocnienia złotego i teraz jest strata.

Ale wielokrotnie oficjalnie zapewniał też, że nie będzie inflacji, a raczej grozi nam deflacja. Potem przekonywał, że nie podniesie stóp procentowych do końca swojej kadencji. Gdy inflacja wystrzeliła, przekonywał, że zaraz spadnie, że jesteśmy na płaskowyżu i zaraz z niego zaczniemy schodzić.

Nasi związani z NBP informatorzy radzą, by nie przykładać zbytniej wagi do oficjalnych wypowiedzi Glapińskiego. Nieoficjalnie prezes uważa, że rząd może mieć problemy w tym roku. Ma napięty budżet z bardzo dużym deficytem, podniósł go o 27 mld zł w stosunku do planów Morawieckiego i sięga 252 mld zł (6,7 proc. PKB). Do tego, jeśli nie będzie miał możliwości, by przedłużyć obowiązywanie niższych stawek VAT na żywność oraz dopłat do rachunków za energię, to inflacja na koniec roku sięgnie 8 proc. – Mówiąc krótko, Glapiński myśli, że wtedy rząd sam do niego przyjdzie i poprosi, by NBP zaczął kupować rządowe obligacje – mówi nasze źródło. – Czuje się też pewniej po decyzji Trybunału Przyłębskiej.

Jacek Dubois, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu: – Czy orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w jego obecnym stanie – czyli nienależycie zarządzanego i nienależycie obsadzonego – można traktować jako zobowiązujące?

Trybunał Stanu zaczyna działać, dopiero gdy komisja odpowiedzialności konstytucyjnej przekaże mu projekt w postaci aktu oskarżenia. Prowadzi postępowanie w dwóch instancjach. W pierwszej, kierująca Trybunałem I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska wybiera pięcioosobowy skład sędziowski. Potem do drugiej instancji, odwoławczej – gdyby postawiono prezesa przed Trybunałem Stanu, skazano, a on potem zechciał się odwoływać od jego decyzji – I prezes SN wybiera siedmiu sędziów z grona, które nie brało udziału w pracach I instancji.

Kiedyś prawników do poszczególnych składów wyłaniano poprzez losowanie, ale w 2019 r. zmieniono zasady i wybór sędziów powierzono I prezes SN. To stwarza pewne niebezpieczeństwo, że Małgorzata Manowska może teoretycznie manipulować składem. Ale do Trybunału Stanu sędziowie wybierani są przez Sejm proporcjonalne do zdobytych mandatów – im więcej ma ich dana partia, tym ma większą pulę do obsadzenia. PiS nominowało siedem osób, PO – sześć, Trzecia Droga dwie, Lewica i Konfederacja po jednym. Przewaga jest niewielka – 8 do 10 – na rzecz koalicji. Przy udziale I prezes SN, którą trudno uznać za osobę bez poglądów, to jest 9 do 10, czyli szanse są w miarę wyrównane.