Maziarski, 12.04.2020

 

PiS buduje państwo nomenklaturowo-kastowe

PiS buduje państwo nomenklaturowo-kastowe

 

Patrzcie, młodzi, i uczcie się, jak wygląda państwo partyjnych sekretarzy stojących ponad prawem.

Uczestnicy uroczystości smoleńskich powinni byli zachować między sobą większe odstępy – powiedział minister zdrowia Łukasz Szumowski, dając do zrozumienia, że mamy do czynienia z problemem o charakterze epidemiologicznym.

Fałsz.

Ciasno zbita gromada pisowskich dygnitarzy, którzy pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego uczestniczyli w obrzędach ku czci jego brata, to sprawa ustrojowa, a nie medyczna. Tak przejawia się funkcjonowanie systemu kastowo-nomenklaturowego. To manifestacja samej istoty państwa PiS.

Nie mieliśmy z czymś takim do czynienia od 1989 r. Całe pokolenie wyrosło, nie wiedząc jak to działa – więc teraz może się naocznie przekonać. Patrzcie, młodzi, i uczcie się, jak wygląda państwo partyjnych sekretarzy stojących ponad prawem.

W takim państwie przepisy krępują tylko poddanych, a nie rządzących. Przedstawiciele nomenklatury mogą więc śmigać limuzynami, a pospólstwo ma im ustępować drogi. Gdy przedstawicielowi plebsu zdarzy się nieszczęśliwie wyjechać na szosę akurat w momencie, kiedy pędzi nią wóz wiozący Osobę Wyższego Rzędu, plebejusz musi się liczyć z oskarżeniem o spowodowanie kolizji.

Izolacja jest dla plebsu, nie dla nomenklatury

W warunkach epidemii w państwie nomenklaturowo-kastowym przeciętny członek plebsu jest wystawiony na samowolne działania represyjne patroli policyjno-wojskowych, które mogą wedle własnego uznania wlepiać mandaty za przechodzenie czy przejeżdżanie rowerem w miejscach niedozwolonych. Nawet to, czy te miejsca są rzeczywiście niedozwolone, też jest często pozostawione do decyzji funkcjonariuszy polujących na ofiary i pilnujących, czy ojciec z dzieckiem albo mąż z żoną zachowują na ulicy odstęp dwóch metrów. I czy rzeczywiście mieli dostateczne uzasadnienie, by wyjść z domu.

Ale przedstawicieli nomenklatury to nie dotyczy. Oni mogą wychodzić z domu i iść pod pomnik smoleński ramię w ramię. Jarosław Kaczyński może nawet odwiedzać – tak jak to zrobił w Wielki Piątek – grób matki na zamkniętym dla plebsu Cmentarzu Powązkowskim.

Uprzywilejowany dostęp do dóbr deficytowych

W państwie nomenklaturowo-kastowym przedstawiciele warstwy rządzącej oraz ich rodziny mają zagwarantowany dostęp do dóbr deficytowych, takich jak cytrusy i mięso (w PRL) czy opieka medyczna (w państwie PiS). Temu właśnie celowi służyło opublikowane na stronie Rady Ministrów rozporządzenie premiera rozszerzające zakres dodatkowych świadczeń medycznych przysługujących najważniejszym osobom w państwie i – to warte podkreślenia – członkom ich rodzin. Rozporządzenie zagwarantowało im dostęp do niemal pełnej opieki zdrowotnej bez skierowania i natychmiast – o ile będzie tego wymagał stan ich zdrowia. Gdy sprawę ujawniła „Gazeta Wyborcza”, dokument został szybko ukryty.

Skandal wokół tych przywilejów lekarskich wybuchł już w okresie epidemii, więc przedstawiciele rządu szybko wysłali list do redakcji: „Informujemy, że prace nad rozporządzeniem rozpoczęły się w połowie 2019 roku. Zmiany te nie mają więc nic wspólnego z epidemią koronawirusa w Polsce”.

Tu akurat można przedstawicielom władzy wierzyć – przywileje warstwy rządzącej w systemie nomenklaturowo-kastowym rzeczywiście nie są związane z takim czy innym wydarzeniem, lecz wynikają z samej istoty tego systemu, który by móc się utrzymać, musi zapewnić lepsze warunki życia ludziom, na których się opiera.

I oczywiście ich rodzinom, małżonkom, dzieciom, rodzicom, a w miarę postępów w budowie systemu także dalszym pociotkom.

Warto zacytować historyka Andrzeja Krajewskiego, który w książce „Rzemieślnicy, badylarze, cinkciarze” opisał powstanie systemu odrębnej dystrybucji dóbr dla nomenklatury w PRL, podkreślając rolę rodzin:

„Polowanie na towary stało się stałym elementem codziennej egzystencji nie tylko zwykłych obywateli, ale nawet wysoko postawionych funkcjonariuszy partyjnych. Czyniło to codzienne życie coraz trudniejszym. W końcu zbuntowały się żony notabli. Ich protest sprawił, że szefa wywiadu wojskowego gen. Wacława Komara obarczono osobistą odpowiedzialnością za dostarczanie dóbr rodzinom przywódców. Przeważnie chodziło o takie artykuły, jakie przed wojną oferowały klientom każde szanujące się delikatesy, czyli: mięso, wędliny, ryby, owoce egzotyczne. Dostęp do nich stał się tak ważny, że Biuro Polityczne postanowiło utworzyć pod egidą Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego sieć specjalnych sklepów, nazywanych oficjalnie »rozdzielnikami zamkniętymi«.

Z tych placówek handlowych, wzorowanych na sklepach istniejących od lat 20. w ZSRR, mogli korzystać jedynie klienci posiadający odpowiednie przepustki. Do tego grona szczęśliwców należało ledwie 10 tys. osób z partyjnej nomenklatury oraz mała grupa użytecznych dla reżimu przedstawicieli cenionych zawodów, m.in. pisarzy, muzyków, malarzy, reżyserów filmowych, naukowców i lekarzy. Codziennie robili oni zakupy w »rozdzielnikach zamkniętych«, których okna zasłaniały, w obawie przed gapiami, grube żółte firany”.

Tak to się zaczęło w latach 40. XX wieku, a końcówkę tego systemu w latach 70. i 80. pamiętają jeszcze ludzie urodzeni w głębokim PRL. Młodszym trzeba jednak przypomnieć, jak to wyglądało pod koniec istnienia tego państwa, opartego na systemie zorganizowanej korupcji nomenklaturowej.

Tancerki dla nomenklatury

Węgier Attila Szalai, mieszkający wówczas w Warszawie, opisał wizytę węgierskiej delegacji partyjno-państwowej w Polsce wiosną 1980 r. Goście odwiedzili m.in. zamek w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie zorganizowano dla nich przyjęcie. Szalai relacjonuje:

„Do zamku ściągnięto personel przebrany w średniowieczne stroje, a na dziedzińcu już 72 godziny przed przybyciem gości zaczęto piec mięsiwo. Stoły uginały się od smakołyków, których przeciętny obywatel w sklepach nie mógł kupić. Gdy węgierska delegacja pojawiła się na zamku, zamknięto bramy, podniesiono most zwodzony i zaczęło się przyjęcie. Oprócz pieczonego wołu atrakcją był ludowy zespół pieśni i tańca. Po występie odprawiono jego męskich członków, a węgierskim gościom powiedziano, że każdy może sobie na noc wybrać jedną artystkę. Węgrzy nie skorzystali z propozycji utrzymanej w iście feudalnym duchu i pojechali nocować do hotelu w mieście”.

Właśnie tak to wyglądało pod koniec PRL. Jednak zanim państwo nomenklaturowo-kastowe osiągnęło swą dojrzałą formę, minęło kilka dekad. Obserwując postępy PiS w budowie podobnego systemu, można przypuszczać, że pójdzie mu to znacznie szybciej.

No i oczywiście trzeba też brać poprawkę na ducha epoki i gusta rządzących. Komuniści zapraszali zespoły ludowe, bo uwielbiali folklor. PiS woli disco polo.

 

koduj24.pl