Wybory, 05.05.2020

 

Wybory 17 lub 23 maja byłyby bezprawne. Grożą nam tysiące protestów wyborczych

 

Politycy PiS sygnalizują, że wybory prezydenckie zamiast 10 maja, mogą odbyć się 17 lub 23 maja. Ale to oznaczałoby konieczność zmiany całego kalendarza wyborczego i powtórzenia wszystkich czynności wyborczych np. zbierania podpisów i zgłaszania kandydatów. Wybory mogłyby zaskarżyć tysiące osób, które straciły szansę bycia wybieranym i wybierania prezydenta

Od kilku dni politycy Prawa i Sprawiedliwości sygnalizują, że wybory prezydenckie prawdopodobnie nie odbędą się 10 maja. Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych w poniedziałkowej (4 maja 2020) rozmowie z Radiem Zet mówił:

„Termin 10 maja – trzeba to powiedzieć w tym momencie wprost – jest terminem raczej trudnym do zrealizowania”.

Jak wyjaśniał – specustawa wprowadzająca wybory korespondencyjne wejdzie w życie najwcześniej 7 maja. A zgodnie z jej zapisami, już na 7 dni przed głosowaniem Poczta Polska powinna dostarczać wyborcom pakiety do głosowania. Gdyby wybory miały się odbyć 10 maja, listonosze powinni roznosić pakiety już od minionego weekendu. Jak mówił w poniedziałek Sasin – nie mogą, bo nie ma specustawy. Winą za jej brak wicepremier tradycyjnie obciążył Senat i opozycję.

Jeszcze niedawno wicepremier przekonywał publicznie, że wybory „na 100 procent” odbędą się 10 maja. A 22 kwietnia, w rozmowie z TVN24, przyznał, że mimo braku specustawy, przygotowania „już się odbywają” – trwa druk kart wyborczych i wydane zostały decyzje dotyczące ich dystrybucji. OKO.press skierowało w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Dziś Sasin twierdzi, że „są dwa możliwe terminy” głosowania – 17 i 23 maja. Według opinii Sądu Najwyższego, wybory nie mogą odbyć się w żadnym z tych terminów.

Jak wskazuje SN, przesunięcie daty głosowania oznaczałoby bowiem konieczność zmiany całego kalendarza wyborczego i powtórzenie wszystkich działań, które zostały wykonane od ogłoszenia przez marszałek Sejmu, że wybory odbędą się 10 maja. Konieczne byłoby m.in. powtórne zbieranie podpisów pod listami poparcia dla kandydatów i ponowne zgłaszanie kandydatów. Ale to jeszcze nie największy problem.

Gorzej, że wiele tych czynności musiałoby zostać powtórzonych w przeszłości. Jeśli marszałek Elżbieta Witek nie ma zdolności cofania czasu, jest to po prostu nierealne.

Prawne sztuczki

Kadencja Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia 2020 roku. Zgodnie z Konstytucją, wybory powinny więc odbyć się pomiędzy 28 kwietnia, a 23 maja. Ponieważ muszą odbywać się w dzień wolny od pracy, w grę wchodziły niedziele: 3, 10 albo 17 maja.

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła je na 10 maja.

Politycy PiS, którzy uważają, że głosowanie można przenieść na 17 lub 23 maja powołują się na specustawę o wyborach prezydenckich, nad którą pracuje obecnie Senat.

Na wypadek, gdyby wyborów nie udało się przygotować do 10 maja, PiS zapisał w projekcie specustawy, że marszałek Sejmu „może zarządzić zmianę terminu wyborów określonego w wydanym wcześniej postanowieniu” i że nowy termin ma być zgodny z Konstytucją.

Dodatkowo, na wypadek gdyby wyborów nie udało się przygotować do 17 maja, w ustawie o tarczy antykryzysowej, PiS wprowadził przepis, że premier może wyznaczyć dodatkowe dni wolne od pracy. Według polityków tej partii, mógłby zarządzić, że sobota 23 maja będzie niepracująca i wówczas głosowanie mogłoby się odbyć właśnie w sobotę – w ostatnim dniu wynikającym z terminów konstytucyjnych.

Przeniesienie wyborów to zmiana kalendarza

Prawne sztuczki PiS na niewiele jednak się zdały. Bo nawet jeśli specustawa o głosowaniu korespondencyjnym wejdzie w życie (co wcale nie jest dziś pewne), marszałek Elżbieta Witek nie będzie mogła przełożyć wyborów na 17 czy 23 maja.

Zgodnie z Kodeksem wyborczym, częścią postanowienia marszałka Sejmu o zarządzeniu terminu wyborów jest kalendarz wyborczy, wskazujący terminy różnych działań związanych z wyborami.

5 lutego 2020 roku, ogłaszając, że wybory mają odbyć się 10 maja, marszałek Witek wskazała daty lub zakresy dat w jakich należało (lub jeszcze należy) wykonać 20 czynności wyborczych.

I tak na przykład, zgodnie z tym kalendarzem:

  • do 16 marca należało składać do PKW zawiadomienia o utworzeniu komitetów wyborczych kandydatów na prezydenta,
  • do 26 marca, do godz. 24:00, można było zgłaszać do PKW kandydatów na prezydenta,
  • do 19 kwietnia gminy musiały sporządzić spisy wyborców uprawnionych do głosowania (według stanu na 10 maja),
  • od 25 kwietnia do 8 maja komitety wyborcze mogą nieodpłatnie nadawać w TVP i publicznym radiu audycje wyborcze kandydatów,
  • a 8 maja o godzinie 24:00 ma się zakończyć kampania wyborcza.
Postanowienie marszałek Witek ws. terminu wyborów prezydenckich. KLIKNIJ obrazek, by przejść do pełnego dokumentu.

Marszałek Elżbieta Witek nie ogłosiła tych terminów według własnego widzimisię. Daty wskazała jej Państwowa Komisja Wyborcza, na podstawie Kodeksu wyborczego. Określa on szczegółowo, na ile dni przed dniem głosowania, przeprowadzane są poszczególne działania wyborcze.

Zgodnie z Kodeksem:

  • komitety wyborcze zgłaszają się do PKW najpóźniej 55 dni przed wyborami, do wniosku o rejestrację muszą dołączyć podpisy 1 tys. wyborców,
  • kandydatów, wraz z listami poparcia 100 tys. osób, zgłasza się najpóźniej na 45 dni przed wyborami,
  • gminy sporządzają spisy wyborców najpóźniej 21 dni przed wyborami (i przekazują przewodniczącym komisji wyborczych w przeddzień wyborów),
  • komitety wyborcze mogą bezpłatnie nadawać audycje kandydatów w TVP i publicznym radiu od 15 dnia przed wyborami do końca kampanii wyborczej,
  • a agitację wyborczą muszą zakończyć na 24 godziny przed dniem głosowania.

Ograniczenie czynnego i biernego prawa wyborczego

Jak pisze w swojej opinii do specustawy Sąd Najwyższy, nie jest możliwe „przesunięcie” terminu wyborów prezydenckich, bez zmiany całego kalendarza.

Gdyby marszałek Witek chciała zmienić termin wyborów np. na 17 maja, musiałaby również przesunąć o tydzień wszystkie daty w kalendarzu wyborczym.

Komitety wyborcze musiałyby mieć czas na zgłoszenie się do PKW nie do 16, a do 23 marca. Problem w tym, że te komitety, które do 16 marca nie zdążyły zebrać tysiąca podpisów, już nie zostały zarejestrowane. PKW wydała uchwały o „odmowie przyjęcia zawiadomienia” o ich utworzeniu. Komitety nie mogłyby skorzystać z przedłużonego o tydzień terminu zbierania podpisów i zgłaszania się, bo 23 marca już minął.

Członkowie komitetów mogliby więc zaskarżyć wynik wyborów argumentując, że ograniczono ich prawa wyborcze.

Ten sam problem dotyczy zgłaszania kandydatów i list poparcia dla nich. Gdyby wybory miały odbyć się 17 maja, komitety powinny mieć czas na zbieranie podpisów i zgłaszanie kandydatów nie do 26 marca, lecz do 2 kwietnia. I znów: PKW wydała już uchwały o odmowie rejestracji kandydatów, którzy do 26 marca nie zebrali 100 tys. podpisów. Nie mogliby ich dozbierać korzystając z przesuniętego terminu wyborów, bo 2 kwietnia także już za nami. Znów byłaby to podstawa do zaskarżenia wyborów.

Jeśli wybory odbyłyby się 17 maja, protesty mogłyby również składać osoby:

  • które np. urodziły się pomiędzy 11 a 17 maja 1985 i nie mogły kandydować w wyborach prezydenckich 10 maja, bo w dniu głosowania nie miałyby ukończonych 35 lat, ale 17 maja będą już 35-latkami i będą miały bierne prawo wyborcze;
  • i które urodziły się pomiędzy 11 a 17 maja 2002 roku. Nie zostały one dopisane przez gminy do spisów wyborców, bo 10 maja nie miałyby ukończonych 18 lat. 17 maja będą już jednak pełnoletnie i będą miały czynne prawo wyborcze.

Chaos z innymi terminami

Decyzja o przesunięciu wyborów oznaczałaby również chaos z innymi terminami wyborczymi.

Jak już wspomnieliśmy, zgodnie z Kodeksem wyborczym, komitety, które zarejestrowały kandydatów w wyborach prezydenckich, mają prawo bezpłatnego nadawania audycji wyborczych w TVP i publicznym radiu. Z Kodeksu wynika, że mogą je nadawać przez 2 tygodnie (od 15 dnia przed dniem wyborów do dnia zakończenia kampanii wyborczej).

Przesunięcie wyborów na 17 maja oznaczałoby, że:

  • albo komitety dostałyby dodatkowy tydzień darmowej kampanii w publicznych mediach (czyli – wbrew Kodeksowi – miałyby 3 tygodnie promocji),
  • albo zakończyłyby kampanię w TVP i publicznym radiu po 2 tygodniach (czyli – znów wbrew Kodeksowi – nie mogłyby się promować aż do ciszy wyborczej).

Podobnych problemów byłoby z nowym kalendarzem wyborczym więcej.

Sąd Najwyższy: są inne przepisy umożliwiające zmianę daty

W swojej opinii do specustawy o wyborach prezydenckich Sąd Najwyższy pisze więc jasno: zmiana terminu wyborów, polegająca na przesunięciu ich o tydzień lub dwa „nie jest ani ustrojowo, ani systemowo dopuszczalna”.

Sąd Najwyższy wskazuje przy tym, że jeśli rzeczywistym powodem zmiany terminu wyborów przez rządzących, jest troska o zdrowie i życie wyborców związana z pandemią koronawirusa, to „należałoby rozważyć skorzystanie z innych, adekwatnych w okolicznościach konkretnego przypadku, mechanizmów normatywnych, które respektują standardy ustrojowe.” I że

„zamiast wprowadzania do porządku prawnego „nowatorskich” rozwiązań legislacyjnych, należałoby raczej rozważyć zastosowanie in concreto regulacji prawnych funkcjonujących na gruncie aktualnego ustawodawstwa”.

Jak wskazują prawnicy, taką regulacją są przepisy pozwalające na przesunięcie wyborów po ogłoszeniu stanu klęski żywiołowej. W tej chwili jest to jedyny, zgodny z Konstytucją i innymi przepisami sposób zmiany terminu wyborów.

 

OKO.press