Karmiński, 16.03.2020

 

Tak nas chronią, że aż strach

Tak nas chronią, że aż strach

 

Radykalne decyzje władzy testującej swoje nowe ustawowe uprawnienia, przysparzają Polakom małych kłopotów, dużych problemów życiowych, a często i dramatów. Po raz pierwszy od stanu wojennego w PRL tysiące rodzin nie spotka się w komplecie przy świątecznym stole. Setki tysięcy ludzi – właścicieli małych firm transportowych, usługowych, gastronomicznych, turystycznych, a także stoisk w zamykanych galeriach – poniosą dotkliwe straty, a niektórym zajrzy w oczy realna wizja bankructwa. Rzesze pracujących na umowy o dzieło czy na zlecenia, ludzie kultury i wolnych zawodów, pozostają bez środków do życia. Niezliczonym jeszcze chorym, którzy w najbliższych tygodniach mieli zaplanowane operacje, przyjdzie cierpieć do niewiadomokiedy…

– Ale przecież warto! – mówią nam przedstawiciele rządu na konferencjach prasowych, zwoływanych po kilka razy dziennie. – Ale niestety trzeba! – powtarza ze strapioną miną pan prezydent podczas przedwyborczych wizytacji dezorganizujących pracę kolejnych placówek służby zdrowia. – Pomyślnie przebrniemy przez tą pandemię, wspólnie i solidarnie! – cieszy się pan premier, bo właśnie obliczył precyzyjnie, że „99% Polaków wykazuje rozwagę, wykonując wszelkie zalecenia władz”. – Dzięki mądrym decyzjom jesteśmy w pełni przygotowani, a wprowadzone obostrzenia dobrze służą naszemu bezpieczeństwu! – trąbią rządowe media.

Otóż ja nie mam takiej pewności. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że restrykcyjne rozporządzenia krępujące naszą wolność, nie są realizowana z myślą o bezpieczeństwie Polaków, tylko ZAMIAST działań chroniących Polaków przed koronawirusem. Gdy władza każe mi wierzyć, że zrobiła i nadal robi wszystko co możliwe, by obronić mnie przed zarazą, staję się tak niewierzącym, że już właściwie ateistą. A wszystkich wierzących – praktykujących i niepraktykujących – zachęcam do rozważenia następujących argumentów:

  1. Księgowe sztuczki rządu PiS

1 kwietnia ma wejść w życie rządowa ustawa osłonowa. Firmy, które ucierpiały w wyniku epidemii, mają dostać częściową rekompensatę poniesionych strat z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Będzie to bardzo częściowa rekompensata, bo ów fundusz, gdzie gromadzone są oszczędności na trudne czasy, został przez rząd PiS poważnie nadgryziony. W 2018 r decyzją rządu wypłacono stąd 2 mld zł na zasiłki i świadczenia przedemerytalne oraz 2,2 mld zł na staże i specjalizacje lekarzy. W efekcie na koncie funduszu zostało tylko ok. 750 mln zł. Część kosztów związanych z pandemią trzeba więc będzie pokrywać z zaskórniaków, odłożonych na trudne czasy w innej skarbonce – Funduszu Rezerwy Demograficznej. Mieliśmy go uruchomić po 2025 r., gdy roczna dziura w budżecie ZUS zwiększy się do 70-80 mld zł. Niestety okazuje się, że i ta skarbonka jest już rozbita i służy do spełniania obietnic wyborczych. Licznych dotychczas pytających, skąd rząd weźmie kasę na trzynastą emeryturę, skoro takiej pozycji nie ma w budżecie – uprzejmie zawiadamiam, że stąd właśnie.

  1. Rzeczywisty stan gotowości Polski do boju z koronawirusem

Stan przygotowań do epidemii w poszczególnych krajach obliczany jest według ścisłych reguł, wspólnych dla wszystkich. Za pełną gotowość przysługuje 100 punktów. Polska z 42 punktami znalazła się grubo poniżej przyzwoitej sprawności, więc liczne opowiastki o naszej gotowości do konfrontacji z koronawirusem są zwyczajną bezczelnością. Krańcową bezczelnością jest natomiast obarczanie poprzedniej władzy winą za dziurawe prawo i legislacyjne niedomogi, które rządowi PiS uniemożliwiają dzisiaj zrobienie tego, co mógłby zrobić dla wzmocnienia obrony przed pandemią. W 2015 r Zespół ds. Likwidacji Zagrożeń przygotował projekt organizacji całego systemu zabezpieczenia kraju, m.in. przed zagrożeniem biologicznym. Projekt przewidywał zakup sprzętu medycznego, wyposażenia ratunkowego i ubiorów ochronnych, budowę sieci magazynów, ciągów odkażania i ośrodków kwarantanny – wypisz wymaluj, idealne zaplecze na potrzeby walki z obecną pandemią. A wszystko to miało być ZA DARMO, czyli za pieniądze zagwarantowane w Unii. Tyle że nowa władza nie podjęła tematu. Zgodnie z chorą ideą „dobrej zmiany”, że nowe budować można tylko na gruzach starego, rząd Beaty Szydło zastąpił ten projekt ustawą antyterrorystyczną, skoncentrowaną na uprawnieniach do inwigilacji obywateli.

  1. Czy władza nas chroni?

Sugestie prorządowych trolli, jakoby „spóźniony” atak koronawirusa na Polskę i stosunkowo nikły zasięg COVID-19, to zasługa troskliwej i przewidującej władzy, są równie prawdziwe jak to, że 3 miliardy na onkologię i choroby rzadkie, które magik Duda wyciągnął z cylindra, nie są fałszywymi gadżetami cyrkowymi.  Bo przecież im mniej ludzi podda się testom, tym mniej będzie oficjalnych zachorowań. Naczelna Rada Lekarska od dawna domaga się zwiększenia liczby testów, których dotychczas przeprowadzano ledwie 76 na milion Polaków, podczas gdy w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech robi się ich ponad 100, a w krajach zachodnich powyżej 400. Rząd zasłaniał się wytycznymi WHO, nie wspominając jednak, że są to zalecenia absolutnie minimalne.

Władza twierdzi, że w sprawie epidemicznego wyposażenia jest na bieżąco. Tymczasem zdaniem fachowców od organizacji służby zdrowia już w styczniu powinna zostać przeprowadzona inwentaryzacja sprawdzająca, co mamy i ile nam brakuje respiratorów, masek, fartuchów, gogli, alkoholu etylowego, środków dezynfekcji. Należało wtedy przygotować instrukcje dla lekarzy i kierujących placówkami, zorganizować całodobowy system zgłaszania i obiegu informacji –  a w praktyce były tylko narady, spotkania i konferencje prasowe. Były wiceminister zdrowia w rządzie PiS Krzysztof Łanda powiedział wprost: „Ja mam wrażenie, że wszyscy – ministerstwo, PZH i GIS – po prostu przespali to, co działo się na świecie”.

Zewsząd słychać wołania o przeciwwirusowe środki ochrony, o wyposażenie wielooddziałowych szpitali przerabianych na zakaźne, o sprzęt, o respiratory, o wynagrodzenie dla służb pracujących po godzinach, o rekompensaty dla firm, które muszą urlopować pracowników …. Rząd opowiada banialuki, że wszystko jest w porządku, że minister właśnie poszedł na zakupy, że sprzęt zaraz będzie, a zakup dodatkowego wyposażenia właśnie jest negocjowany… Przyzwoite media pytają, czemu aż tak się spóźniliśmy? Kraje Europy już w styczniu kontraktowały zakupy, które właśnie teraz są dostarczane, a my dopiero zaczynamy poważnie o tym rozmawiać, czyli zamówiony sprzęt i środki ochrony dostaniemy zapewne pod koniec kwietnia. Dlaczego? Odpowiedzi nie ma.

  1. Respiratory – problem śmiertelnie poważny

Podczas tej epidemii ludzie umierają często straszną śmiercią – przez uduszenie. Uratować ich może respirator wspomagający lub wręcz umożliwiający oddychanie. Jeśli podczas epidemii rujnującej układ oddechowy respiratorów jest za mało, to lekarze zmuszeni są selekcjonować chorych, wybierać, komu dać szansę, a komu pozwolić umrzeć. Obecnie wielką niewiadomą jest liczba respiratorów które można przekazać do ratowania chorych na COVID-19. Minister Zdrowia twierdzi, że jest ich ponad 10 tysięcy, ale przecież nie leżą one w magazynach, tylko w dużej części ratują ludzi, którzy nie oddychają samodzielnie.  Rząd staje na głowie, żeby tylko nie powiedzieć: brakuje pieniędzy.  Czy naprawdę brakuje?

Akurat całkiem niedawno ogłoszono przetarg na zakup 210 luksusowych limuzyn m.in. dla ministerstw zdrowia oraz spraw wewnętrznych, czyli dla resortów najbardziej zaangażowanych w przekonywanie nas, że społeczeństwo musi się samoograniczyć i ponieść niezbędne koszty epidemii. 210 wypasionych aut po 200 tys. sztuka (najskromniej licząc, bo część ma być elektrycznych) to kwota, za którą można by kupić 1680 respiratorów transportowych, niezbyt wypasionych, ale przecież ratujących życie. A to nie wszystko. Kolejne 70 luksusowych pojazdów ma być wypożyczonych, przy czym utrzymanie jednego kosztuje rocznie średnio 300 tys. zł. Eksploatacja wszystkich nowych limuzyn pochłonie więc 84 mln, czyli równowartość kolejnych 3,5 tys. respiratorów. Gdyby rządzący zrezygnowali z tej fanaberii, pojeździli jeszcze trochę dotychczasowymi autami i starali się rzadziej je demolować, to stan posiadania sprzętu ratującego ludzkie życie, podstawowego w tym kataklizmie, zwiększyłby się o ponad połowę.

W tym miejscu rozmaici młodzi zdolni durnie, którym PiS zaoferował wiceministerstwa, zaczęliby pokrzykiwać coś o skandalicznej demagogii, bo jak można przeliczać niezbędne środki komunikacji na medyczne respiratory. Otóż zapewniam was, drodzy chłopcy, że i o tym, i o 2 miliardach na propagandę podłej zmiany w TVPiS, można i trzeba mówić tak długo, dopóki nie zauważycie różnicy między zarządzaniem kryzysowym a cyniczną kalkulacją własnych korzyści i strat i dopóki nie zrozumiecie, że najpierw buduje się szpitale, a potem pomniki.

***

Niemal każda ustawa proponowana przez PiS, łącznie z tą ostatnią, o wyjątkowych uprawnieniach władzy, zawiera jakieś zapisy drobnym drukiem, niezauważalne na pierwszy rzut oka. W projekcie ustawy planowo głosowanej w Sejmie 25 marca, która wejdzie w życie na Prima Aprilis, warto poszukać zapisu o czasie działania specustawy. Minister Emilewicz zapewnia, że tylko do końca epidemii i że przygotowane są scenariusze uwzględniające jej trwanie przez dwa, trzy i cztery kwartały tego roku. Ale zaraz potem napomyka o możliwości przedłużenia na następne 2 lata. Tyle czasu będą się nami opiekować i chronić od wszelkiego złego. Kto to wytrzyma?

 

koduj24.pl