Maziarski, 09.08.2020

 

Każdy reżim ma swego Moczara

Zbigniew Ziobro to całkiem udana rekonstrukcja historyczna

 

Zbigniew Ziobro to całkiem udana rekonstrukcja historyczna.

Zastanawiacie się czasem, kim jest w polskiej polityce Zbigniew Ziobro? A pamiętacie kim był Mieczysław Moczar? Warto studiować historię, by lepiej rozumieć czasy, w których żyjemy.

Kto nie pamięta, temu przypomnę: był w politycznej elicie PRL taki twardogłowy bandzior. W rozdzieranym walkami frakcyjnymi obozie władzy przez długie lata stał na czele frakcji skrajnych zamordystów. Swoim wehikułem politycznym uczynił nacjonalizm, antysemityzm i wrogość wobec wszelkiego rodzaju jajogłowych odmieńców, inteligentów, ludzi wykształconych, artystów, twórców, studentów.

Parł do władzy pod hasłami obrony zdrowych wartości narodowych i patriotycznych przed zgubnymi wpływami zgniłego liberalnego Zachodu, którego agentami są ponoć Żydzi i szeroko rozumiana inteligencja. Homoseksualiści w tamtych czasach nie tworzyli jeszcze zorganizowanego ruchu społecznego, więc – odmiennie niż dzisiaj – nie zostali wyznaczeni do roli głównego wroga publicznego i kozła ofiarnego.

Pod swoimi skrzydłami Moczar zgromadził prawdziwe szumowiny polskiej polityki, najgorszą hołotę – postONR-owskich faszyzujących nacjonalistów, żydożerców, krzewicieli nietolerancji, wrogów demokracji, wyznawców idei wodzowskiej. Promował ich, zachęcał do działania, dyskretnie szczuł na rzekomych „wrogów narodu”. Jako minister w rządzie Gomułki (był szefem resortu spraw wewnętrznych) miał dość narzędzi, by swoje plany wcielać w życie.

Zademonstrował to 8 marca 1968 r., posyłając rzekomy „aktyw robotniczy”, a w rzeczywistości policyjne bojówki w cywilu przeciw studentom Uniwersytetu Warszawskiego zgromadzonym na wiecu w obronie wolności słowa i przeciw cenzurze politycznej w teatrze.

Moczar w istocie miał gdzieś demonstrujących smarkaczy i ich postulaty – jego prawdziwym celem było umocnienie się w aparacie władzy, osłabienie frakcji hamletyzujących mięczaków i zajęcie dogodnej pozycji wyjściowej w przyszłej walce o schedę po I sekretarzu partii. Do tego potrzebna mu była awantura na ulicach, a następnie fala represji, w której mógł się zaprezentować jako zwolennik autorytarnego ładu i porządku, twardą ręką sprawujący władzę i niewahający się tą ręką wymierzyć cios.

Zadanie temu politycznemu gangsterowi ułatwił fakt, że był szefem MSW i miał pod sobą jednostki policji, które mógł od razu skierować przeciw buntującej się młodzieży. Bo gdyby np. był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, jak Zbigniew Ziobro, mógłby tylko nasłać na nią swoich dyspozycyjnych prokuratorów. Choć jak widać, i ta metoda podsycania napięć i prowokowania niepokojów politycznych może być skuteczna.

Żyjemy w czasach niebywałej popularności rekonstrukcji historycznych. Miłośnicy studiowania dziejów narodu z lubością palą makiety polskich wiosek na Wołyniu, każą dzieciakom z podstawówki wkładać obozowe pasiaki i inscenizują ich gazowanie. Nic dziwnego, że znalazł się też chętny do zrekonstruowania Mieczysława Moczara.

 

 

koduj24.pl