Magdalena Środa, 27.05.2020

 

Hołownia a prawa kobiet

Ksiądz odmówił sakramentu komunii Hołowni

 

Hołownia nie jest przeciwnikiem praw kobiet, o ile nie wkraczają one w domenę Kościoła

Wielu inteligentnych i miłych ludzi zaangażowało się w kampanię Szymona Hołowni. To fakt. Dla mnie niezupełnie zrozumiały. Jak w kraju zagrożonym fundamentalizmem religijnym można być zwolennikiem kogoś, kto deklaruje otwarcie, że jest człowiekiem Kościoła i zagrożenia fundamentalistycznego nie widzi. Jak po Dudzie łapiącym hostię, rozmodlonym i zależnym do biskupów, można chcieć Hołownię, który akurat w kwestiach wiary i zależności od Kościoła w niczym nie ustępuje obecnemu prezydentowi (choć wierzę, że jest niezależny od Kaczyńskiego)?

Widzę zresztą znacznie więcej podobieństw między kampaniami dwóch panów: ten sam dynamizm, te same obietnice, te same zdolności sceniczne, ten sam pozór niezależności. Kim jest Duda – widzimy. Kim stanie się Hołownia – nie chciałabym zobaczyć. Tu nie chodzi o wiarę. Można być kimś głęboko wierzącym, jak Iza Jaruga-Nowacka, a jednak walczyć o prawa kobiet i nie deklarować publicznie swojego przywiązania do instytucji, która je ogranicza. Katolik, głęboko wierzący Charles de Gaulle nigdy nie uklęknął na mszy, jeśli miała ona charakter publiczny i oficjalny, z szacunku dla konstytucji deklarującej świeckość państwa i z szacunku dla innych religii.

U nas modna jest nie tylko religijna ostentacja, ale i serwilizm wobec kościelnych władz. Hołownia nie jest przeciwnikiem praw kobiet, o ile nie wkraczają one w domenę Kościoła. Ceni z całą pewnością prawa do pracy, edukacji, karier, głosowań, zgromadzeń, ale już nie do decydowania o własnym ciele, rozrodczości i macierzyństwie. Tu kobiety muszą być ograniczane przez jurysdykcję Kościoła. Bo są nie dość samodzielne, nie dość dojrzałe, nie dość odpowiedzialne. Mają rodzić. I nie chodzi tu o ochronę słabszych, tylko – powiedzmy to sobie otwarcie – o ochronę siły państwa, która wyraża się w demografii (dlatego z prawem do aborcji walczyły wszystkie reżimy nacjonalistyczne szykujące się do wojny lub biorące udział w niej).

Nie wierzę bowiem, że którykolwiek z hierarchów czy polityków pochylających się nad zagrożonym aborcją embrionem, robił to z powodu wrażliwości moralnej. Gdyby tak było, pochylałby się jeszcze mocniej nad losem niechcianych dzieci czy dramatami zgwałconych kobiet lub tych zmuszonych do rodzenia dzieci z bardzo głębokim upośledzeniem. Nie pochyla się.

Prawo do aborcji – w mojej opinii – stanowi soczewkę, w której odbija się stosunek państwa i polityków do kobiet. Jeśli domagają się jego ograniczenia, to dlatego, że nie traktują kobiet jako pełnoprawnych obywatelek i pełnych ludzi. Prawa reprodukcyjne kobiet należą do zbioru praw człowieka, uznały je wszystkie rządy cywilizowanych państw (nawet te bardzo konserwatywne, które zrozumiały, że prawa reprodukcyjne to prawa człowieka, a nie prawa feministek). Nie uznał ich jednak nasz rząd (żaden z rządów). Hołownia również nie kiwnie palcem, by je uznać, bo patrząc na swoją wspaniałą żonę powie, że kobiety mają już wszystko co powinny mieć: mogą przecież latać! O ile nie są ciotkami.

 

koduj24.pl