Opozycjo, obudź się

 

Musimy dalej protestować, nie dawać swojego przyzwolenia na demolkę w wersji PiS. Nawet ci politycy, którzy wczoraj tak nas rozczarowali, nie są w stanie nas zniechęcić.

Ależ się porobiło. Nastroje społeczne sięgają zenitu, w całej Polsce odbywają się protesty przeciwko ustawie kagańcowej, która ma ostatecznie zlikwidować niezawisłość sędziów i podporządkować ich jedynej słusznej partii, czyli PiS. Ludzie dwoją się i troją, byle tylko zmusić prezesa i jego kumpli do odejścia od tej demolki, a co robią posłowie? Wyjeżdżają na zasłużony odpoczynek, bo przecież ta uciążliwa kampania wyborcza… Mają do załatwienia jakieś sprawy niecierpiące zwłoki, kiepskie samopoczucie, problemy ze wstaniem na godzinę 9.00… W efekcie nie docierają do Sejmu, w którym akurat trwa głosowanie nad porządkiem obrad, podczas którego była szansa na to, że na tym posiedzeniu ustawa kagańcowa nie byłaby rozpatrywana.

Czyż można się dziwić, że internet aż huczy z oburzenia? Ano – nie można. Ludzie czują się tak, jakby dostali w twarz. Co z tego, że dzisiaj posłowie, którzy zawalili, przepraszają. Co z tego, że dla niektórych nic się nie stało, bo i tak ta nieszczęsna ustawa poszłaby dalej. Jak nie wczoraj, to za kilka dni. Przepraszam, ale to gadanie bez sensu i na pewno nie uspokoi uczestników protestów. Ludzi w różnym wieku, młodszych i starszych. Tych o kulach i na wózkach inwalidzkich, często schorowanych, ale jednak nieodpuszczających, bo to walka o Polskę. Tych w sile wieku, rozumiejących, że jeśli dzisiaj nie zaprotestują, to za chwilę nie będzie już o co zabiegać. Nauczycielom, którzy choć borykają się z własnym problemami, to w ramach „Protestu z Wykrzyknikiem” solidaryzują się z sędziami. Tych, wciąż nielicznych, młodych, dla których Polska to nie puste słowa i mających świadomość, że choć dzisiaj zmiany PiS nie są ostro odczuwalne, to jutro dadzą im nieźle popalić.

Aż się prosi, by właśnie dzisiaj zwrócić uwagę na stan polskiej polityki. Myślę, że nie jest to jakaś nadinterpretacja z mojej strony, ale uważam, że w tej dziedzinie sięgnęliśmy już dna. Zero moralności. Zero zasad etycznych. Zero przyzwoitości i dobrze rozumianej odpowiedzialności.

Mam już swoje lata, z naiwnością mi nie po drodze i wiem, że nie każdy może się w polityce odnaleźć. Wiem, że polityk to człowiek, który łączy w sobie pęd do zaspokojenia własnych aspiracji i własnego apetytu na władzę z pięknie nazywaną służbą dla państwa i narodu. Jednak w tym wszystkim powinna być zachowana odpowiednia hierarchia wartości, w której ta służba właśnie powinna być na pierwszym miejscu. Najpierw państwo, potem ja – taka powinna być maksyma polityków. Powinna, ale nie jest.

Od lat obserwuję, że ta hierarchia jest ostro zaburzona. Politycy nawet nie udają, nawet nie zakładają białych rękawiczek i realizują przede wszystkim własne cele. Pod pozorem dbałości o państwo i los nas, obywateli, kwitnie patologia, kolesiostwo, nepotyzm, korupcja, nieudane programy rozwoju państwa, nietrafione decyzje, lekceważący stosunek do suwerena. I to nie jest problem ostatnich 4 lat, choć właśnie rządy Zjednoczonej Prawicy zupełnie odeszły od tej gry pozorów i lecą równo ku swojej wizji Polski, która dla tak wielu jest nie do przyjęcia.

Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Rozłożyliśmy parasol ochronny nad naszymi politykami, uważając, że sam fakt, iż są w kontrze, wystarczy, by w nich wierzyć. Robiliśmy sobie z nimi sweet-focie, zatykało nas z radości i dumy, że są z nami na protestach, wspierają, że mówimy jednym głosem i tacy świetni z nas kolesie. Wierzyliśmy, a może bardzo chcieliśmy uwierzyć, że czegoś się nauczyli. Wysunęli odpowiednie wnioski. Zrozumieli, że to nie naród jest dla władzy, ale władza dla narodu. Byliśmy prawie pewni, oddając swoje głosy w wyborach parlamentarnych, że już nas nie zawiodą, będą autentyczną częścią obywateli, będą służyć demokratycznej Polsce, staną w jednym szeregu, broniąc najcenniejszych wartości – tych, które od lat wyprowadzają nas na ulice. Przywrócą normalność, nadadzą polskiej polityce nową jakość, tę bardziej ludzką, wolną od agresji i z dobrymi perspektywami. A tu pierwszy miesiąc funkcjonowania Sejmu nowej kadencji i taka wpadka.

Teraz musimy jakoś przebrnąć do kolejnych wyborów, choć w obecnych realiach, licho wie, czy się odbędą, czy będą uczciwe. Musimy przetrwać, pokładając wiarę w tych polityków, którzy stawiają pierwsze kroki w Sejmie i wierząc, że kieruje nimi ten system wartości, który i nam bliski. Musimy nie tracić wiary w tych, co w polityce od lat, a jednak są „wisienkami” na zakalcowatym torcie. I musimy dalej protestować, nie dawać swojego przyzwolenia na demolkę w wersji PiS. Myślę, że nawet ci politycy, którzy wczoraj tak nas rozczarowali, nie są w stanie nas zniechęcić.

Kmicic z chesterfieldem

Powinniśmy jak najszybciej zdekoncentrować sytuację medialną w Polsce, ponieważ ona nie spełnia standardów europejskich” – podkreśla minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Piotr Gliński mówiąc o planach kierowanego przez siebie resortu na najbliższe lata.

Minister zaznaczył, że stosowny projekt jest już od dawna gotowy i czeka tylko na odpowiednią polityczną decyzję. Partia rządząca od początku twierdzi, że media w Polsce, a w szczególności prasa, są opanowane przez koncerny zagraniczne, co wpływa na wolność owych mediów.

Z tą opinią nie zgadza się między innymi były prezes TVP, członek Rady Mediów Narodowych, Juliusz Braun. „To, co mówi minister Piotr Gliński można czytać jako pogróżki pod adresem mediów. Rząd chce po prostu osłabić silne media” – mówi Braun w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, dodając, że „w Polsce „tak naprawdę nie ma zmonopolizowanych mediów. Widocznie minister kultury jest źle poinformowany.”

Poza planami dekoncentracji mediów, kierowane przez Glińskiego ministerstwo kultury w ciągu najbliższych…

View original post 1 513 słów więcej

Dodaj komentarz