Podcieranie Dudy

Aktywność ustawodawcza pana Dudy w pierwszym półroczu prezydentury jest wręcz powalająca.

Złożył on do Sejmu aż (!) JEDEN projekt ustawy.

Dotyczył on jego pomysłu, jak uspokoić nastroje społeczne po słynnym orzeczeniu TK odbierającym faktycznie kobietom prawo do aborcji z powodu wad lub śmiertelnej choroby płodu.

Projekt ten nie uzyskał poparcia kolegów partyjnych i wylądował w zamrażarce.

I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o inwencję twórczą Dudy.

Co ciekawe, podczas kampanii wyborczej aż „kipiał” pomysłami, a do Sejmu trafił m. in. jego projekt ustawy o Polskim Bonie Turystycznym i projekt ustawy zakładający większe wsparcie dla osób bezrobotnych.

Jak widać, ostro się ten pan leni!

Internauci mają swoje zdanie na temat jego aktywności i jak piszą: „Pracowitość nie jest cnotą, gdy się jest idiotą”, „No i SPOKO , przez całą kadencję będzie gruchy obijał , tak chciała WIOCHA która na niego głosowała”, „I to jest właśnie niezależność. Nikt mu nie będzie mówił co i kiedy ma robić…”.

“Krytyczni demokraci” są kluczowi: to obywatele, którzy deklarują przywiązanie do reguł demokracji, ale rozczarowani są mocno jej codziennym, praktycznym funkcjonowaniem – prof. Bartłomiej Nowotarski, konstytucjonalista i politolog, przedstawia wizję nowej, demokratycznej Polski.

Po pierwsze, PiS zniszczył (i dalej będzie niszczył) rzeczywisty wymiar działania instytucji konstytucyjnej demokracji, większość z nich czyniąc de facto fasadowymi. Po co? Z powodu chorobliwego wręcz – jak na dzisiejsze światowe standardy – dążenia lidera obozu rządzącego (oraz jego współpracowników) do centralizacji władzy i państwa w każdym calu (tzw. walka z impossibilizmem).

Po drugie, trzeba będzie do demokracji przekonać tzw. „krytycznych demokratów”, zapewnić, że odnowione państwo będzie zasługiwać również na ich wsparcie, a nawet – w sytuacjach kryzysowych – wręcz oczekiwać od nich swojej obrony.

Obecne gorzkie doświadczenia uczą nas, że żadna konstytucja się nie obroni, gdy pozostaje tylko „na papierze”.

Dlaczego to właśnie „krytyczni demokraci” mają być głównym adresatem odnowy? Ponieważ to obywatele, którzy deklarują przywiązanie do zasad i reguł demokracji w swoim kraju, tylko rozczarowani są mocno jej codziennym, praktycznym funkcjonowaniem. Skłonni są zatem – szczególnie w sytuacji ostrej polaryzacji społecznej – przerzucać swoje głosy, kierując się czystym interesem (np. 500 +) lub różnymi lękami, ale tylko wtedy, gdy nie czują poważnego zagrożenia dla demokracji w ich kraju (badania prof. Milana Svolika z Harvardu). A nie czują, gdy np. nachalnie działa rządowa propaganda wmawiająca obywatelom, że władza chroni demokrację.

Na nich to jednak w przyszłości można opierać nadzieję, bo to zadeklarowani demokraci i różnią się od nie-demokratów, którzy w badaniach popierają wodzowski charakter polityki, lub forma ustroju państwa jest im absolutnie obojętna, byle im było dobrze.

W Polsce przed 2015 rokiem nie-demokratów było od 20 do 25 proc. w gronie wyborców. Tymczasem tych „krytycznych”, na rok przed rządami PiS, było ok. 25 proc., co oznaczać mogło (po analizie World Values Survey i ówczesnych badań CBOS-u) ok. 2,5 mln głosów oddanych właśnie przez nich na Zjednoczoną Prawicę, Korwina oraz Kukiza’15. A biorąc także pod uwagę niegłosujących i wahających się, w grę wchodzi nawet do 7,5 mln wyborców. Jest zatem o kogo walczyć.

Po trzecie, nic tak nie przyciąga, jak w miarę klarowna wizja przyszłości, uczciwie pokazana perspektywa nowego modelu rozwoju społecznego oraz realizacji aspiracji poszczególnych grup społecznych. Taką wizję państwa (zwaną zresztą „Renowacją”) skutecznie wyłożyli swojemu społeczeństwu w latach 1983-84 roku urugwajscy demokraci na pożegnanie z wojskową dyktaturą w tym kraju. Po czym wygrali wybory i zbudowali jedną z najlepszych demokracji w Ameryce Łacińskiej.

Po czwarte i chyba najważniejsze: chociażby ze względu na „krytycznych demokratów” nie może być powrotu do uprawiania demokracji bez ludzi. I do polityków, którzy obawiają się swoich społeczeństw, trzymanych daleko na dystans według deklaracji: „wybraliście nas, to teraz się nie wtrącajcie”. Nie ma znaczenia, czy arogancja, strach, lenistwo były dotychczas tego przyczyną. Liberalną demokracją zdominowała absolutnie forma przedstawicielska rządów. A w liberalizmie politycznym wcale tak być nie musi.

Nie musimy oddawać wszystkich naszych spraw wyłącznie w ręce polityków i w ten sposób przykładać rękę do kreowania jakiejś elity, która wcale na to miano może nie zasługiwać. Między innymi z tego powodu reanimacja demokracji w Polsce będzie kolejnym po 1990 roku okresem założycielskim.

Artykuł Bartłomieja Nowotarskiego >>>

Dodaj komentarz